czwartek, 29 maja 2008

UFO nad Phu Quoc

Artykuł z "Dziennik.pl"

środa 28 maja 2008 17:18
Nad Wietnamem eksplodowało UFO


Czego jak czego, ale takiego deszczu się nie spodziewali. Na należącą do Wietnamu wyspę Phu Quoc spadły z nieba dziwne metalowe odłamki. To szczątki czegoś, co wczoraj latało nad wyspą. Ale problem w tym, że nie wiadomo, co latało - bo tej trasy nie przemierzają ani samoloty pasażerskie, ani wojskowe. Może to UFO? - zastanawiają się Wietnamczycy.
Wszystko wydarzyło się wczoraj około 10:30 rano czasu miejscowego. Świadkowie mówią, że dostrzegli na niebie żółty rozbłysk, jakby eksplozję. Potem w wyspę zaczęły uderzać metalowe odłamki. Jeden z nich przebił dach domu mieszkalnego - na szczęście nikomu nic się nie stało.
Tylko wczoraj mieszkańcy znaleźli jeszcze sześć takich odłamków całkiem sporych rozmiarów - największy miał długość półtora metra.
Sprawie zaczęli się przyglądać specjaliści. Wyliczyli, że tajemniczy obiekt eksplodował na wysokości ośmiu kilometrów nad ziemią. Do tej pory jednak nie udało się ustalić, co tak naprawdę wybuchło. Miejscowe władze przyznają tylko tajemniczo, że nad tą wyspą nie przelatują ani samoloty pasażerskie, ani wojskowe.
Tajemniczą eksplozję było widać także w sąsiedniej Kambodży i Tajlandii.


Takie artykuły to pyszna zabawa. Najbardziej podobają mi się komentarze władz wietnamskich - które są tyle warte to opowieści Macieja Giertycha. Hehehe Phu Quoc ma lotnisko z 5-6 połączeniami dziennie do HCM City (Saigon) - trudno więc powiedzieć, że samoloty nie przelatują. Dodatkowo na wyspie jest kilka baz wojskowych - w tym jednostka lotnicza, obrony przeciwpowietrznej, straż przybrzeżna, itp.

Swoją drogą to były niezłe obserwacje bo o ile do Kambodży z Phu Quoc jest kilkadziesiąt kilometrów - o tyle do Tajlandii w linii prostej dobre 300-400 km. Znaczy, że Tajowie mają niesamowity wzrok - myslę, że w zawodach strzeleckich mogą pokonać Renatę Maurer w przedbiegach. A aby oszczędzić na kosztach mogą strzelać z Bankoku do Pekinu. Hehehe.

środa, 28 maja 2008

Delta Mekongu - jak zawsze wspaniale

Pora deszczowa zaczęła się z impetem. Od początku maja deszcz leje praktycznie codziennie. Od małego gęstego deszczyku, który jak mgła, bardziej unosi się w powietrzu niż pada; aż po wielkie ciężkie krople ulewy. W godzinę woda pod blokiem osiąga 30 cm! W sam raz aby przejechać motorem - ale na pieszo lepiej nie ryzykować. Mieszanina deszczówki i brudu ulicznego nie dopiera się.

Na całe szczęście "leje" często, ale nigdy dzień - więc można conieco pozwiedzać i pojeździć. Tym razem standardowa wycieczka do delty Mekongu. W większej grupie - choć kto pojechał to tajemnica. Na poście będą tylko zdjęcia....z odrobiną komentarza. Wiem, że część tych komentarzy wyda się drętwych - ale pojawiły się pytania od znajomych cóż to za cuda na zdjęciach pokazuje. Zapraszam na wycieczkę do delty Mekongu.


1. KOŚCIÓŁ KATOLICKI MY THO - PROWINCJA TIEN GIANG

IMG_4046 IMG_4048

IMG_4050

IMG_4052

____________________________________________________

2. TAN HOI - ŁOWIENIE RYB

IMG_4069

Siatka z żyłki wędkarskiej z zawieszonymi haczykami do wylapywania ptasich amatorów ryb

IMG_4071

Dookoła stawów folia ochronna przed krabami polnymi, wężami, itp.

IMG_4074

Rodzinny grobowiec na rodzinnym polu ryżowym

IMG_4076

Podbieranie

IMG_4078

...gdzie chłop nie może tam babę pośle... czy jakoś tak ;)

IMG_4079

Kokosowy termos

IMG_4081

IMG_4103

Rodzinny ołtarz - centrum wiejskiego domu - to tak jak w Polsce telewizor na wsi podkarpackiej.

IMG_4106

Nowa droga do domu. Cement napiera na wieś! Następne będą aluminium i szkło

IMG_4107

Dom - zbudowany w 1977

IMG_4108

Grobowiec przodka w ogrodzie

_____________________________________________________

3. AP BAC - MIEJSCE JEDNEJ Z WIĘKSZYCH BITW PARTYZANCKICH POMIĘDZY ARMIĄ POŁUNIOWEGO WIETNAMU, A FORMUJĄCYMI SIĘ SIŁAMI VIET CONGU.

WPIS NA TEN TEMAT POJAWI SIĘ PÓŹNIEJ. ILOŚĆ PROPAGANDY W MUZEUM PRZEKRACZA NAWET WIETNAMSKIE STANDARDY. TRUDNO USTALIĆ CO JEST PRAWDĄ....ale trochę się udało

IMG_4083

Amerykański helikopter ... nie brał udziału w bitwie. Przywieziony z Saigonu na potrzeby muzeum. Widoczne zniszczenia to efekt ataków lokalnych amatorów części zamiennych.

IMG_4084

Wóz opancerzony na wyposarzeniu Armii Południowego Wietnamu

IMG_4085

Działo - ale żadnych infromacji na temat

IMG_4086

Pomnik trzech herosów - partyzantów

IMG_4088

Pole bitwy dziś. Chyba od 1963 niewiele się zmieniło.

IMG_4089

Mapa bitwy - trudno powiedzieć jak dalece zmodyfikowana - są na niej pewne nieścisłości w porównaniu z informacjami z sąsiednich gablot. Przewodnik powiedział, że jest wiele wizji bitwy - bo wiele osób walczyło i stąd są rozbieżności. Dobre!

_________________________________________________

4. THI XA CAI LAY (MIASTO CAI LAY)

IMG_4091

"Chroń się przed ptasią grypą typu A (H5N1)

Nie dotykaj zabijanych zwierząt rękami jeżeli są chore lub podejrzewasz, że są chore!

Zachowaj higienę ciała

Zachowaj higienę żywienia

Zawsze trzymaj ptactwo w zamkniętych i czystych warunkach

Jeżeli zauważysz, że ktoś ma wysoką gorączkę i kaszle - natychmiast powiadom SANEPID"

IMG_4094

Cyclo - ostatnie modele przed zalewem chińskich tanich motorów

IMG_4095

" Wybieraj bary i restauracje

DOBRZE WYGLĄDAJACE

higieniczne, z bezpiecznym jedzeniem"

IMG_4096

Kolonialna kamienica w CAI LAY

niedziela, 11 maja 2008

SAIGON CHIQUE

Sajgon jest pełen szyku. W modzie są tu wspaniałe stare samochody - pozostałości po czasach kolonialnych. Stare limuzyny przechodzą gruntowny lifting. Tego pięknego mercedesa zobaczyłem na zakupach przy bazarze VAN THANH. Może ktoś wie co to za model?

sobota, 10 maja 2008

POZWOLENIE NA PRACE - II

Serialu brazylijskiego - ciąg dalszy. W piatek 09.05 odwiedziłem ponownie oddział Ministerstwa. Przy okazji udało mi się ustalić jego pełną nazwę: Ministerstwo Pracy, Inwalidów Wojennych i Społeczeństwa (dosłowne tłumaczenie). Oczywiście pojawiłem się godzinach porannych uzbrojony w pismo wyjaśniające mój status w Wietnamie.

Jak można się było spodziewać nie zastałem Dyrektora, ani żadnego z jego zastępców. Odwiedziłem kolejno trzy pokoje w którym urzędnicy byli mocno znudzeni. Ostatecznie trafiłem do Pokoju 18 na drugim piętrze. Pani Mai, to osoba (podobno) zajmująca się nietypowymi przypadkami. Zajmuje pokój wielkości 3x5 metrów wraz z dwoma innymi pracownikami. Cały pokój przenika przyjemny zapach stęchlizny starych mebli i podpleśniałych dokumentów. Mocno przedatowana klimatyzacja daje miły chłód, ale dodatkowo wzmaga słodki zapach stęchlizny. Mai zajmuje przestrzeń w końcu pokoju, ma około 30-tu kilku lat, ale wygląda mało atrakcyjnie - a jej twarz z kolekcja czerwonych pryszczy i twarz o wyrazie kwaśnego mleka nie wróżą pomyślnego rozwiązania sprawy.

na razie mam czekać na pisemną odpowiedź....więc czekam.

czwartek, 8 maja 2008

POZWOLENIE NA PRACE - I

W tym roku staram się o wydanie pozwolenia na pracę. Prosta sprawa, w końcu mieszkam w Wietnamie tyle lat - nic bardziej mylnego. Dostanie pozwolenia na pracę może być trudniejsze niż cokolwiek co sobie wyobrażacie. Ale po kolei:

Krok 1: aby uzyskać pozwolenie na pracę należy wypełnić zestaw dokumentów jak poniżej:

1. Oficjalne CV na formularzu Ministerstwa Pracy i Spraw Socjalnych: 10.000 VND (0.8 USD)

2. Oficjalny list motywacyjny na formularzy MPiSS - 10.000 VND (0.8 USD)

3. Zaświadczenie o niekaralności z So Tu Phap (odpowiednik polskiego KRK) - 150.000 (9 USD). Czas oczekiwania 1 miesiąc

4. Zaświadczenie o niekaralności z kraju pochodzenia - 55 PLN (22 USD)

Tłumaczenie - 20 USD - w HANOI jest jedyny tłumacz przysięgły mający stosowne uprawnienia. Wysyłka i odbiór dokumentów w Hanoi -60.000 VN (4 USD). Dzięki Karolowi udało mi się to szybko załatwić :)

Czas oczekiwania 1 miesiąc + 1 tydzień wysyłka do wietnamu + 2 tygodnie na tłumaczenie - prawie 2 miesiące

5. 4 zdjęcia w formacie 3.5 x 4.5 cm - 10.000 VND (0.8 USD). Zdjęcia są od ręki.

6. Dyplom ukończenia uczelni wyższej oraz jego tłumaczenie. Sprytnie to już miałem zrobione wcześniej - Koszt 24 USD

7. Koperta do złożenia dokumentów - specjalna z MPiSS - 10.000 VND (0.8 USD)

__________________________

Na razie koszty: prawie 73 USD

Dodatkowo pracodawca musi dać ogłoszenie w gazecie o poszukiwaniu pracownika na to stanowisko - tylko w gazetach ogólnokrajowych- 80 USD!

__________________________

Z zestawem dokumentów należy udać się do Oddziału Zamiejscowego MPiSS w HCM City i złożyć aplikacje.

Dzień pierwszy: aplikacja została odrzucona - zdjęcie ma być bez okularów (noszę okulary od dziecka, więc trochę to głupawe ale lećmy dalej)

Dzień drugi: wizyta w MPiSS - po okazaniu paszportu, wietnamskiego prawa jazdy i kilku innych dokumentów (gdzie jestem w okularach rzecz jasna) zdjęcia zostają uznane. Okazuje się, że mój dyplom ukończenia 5-cio letnich studiów magisterskich nie jest OK.

Dzień trzeci: Tłumaczymy, że dyplom ma się nijak do pracy i zamierzam kontynuować poprzednią pracę w Wietnamie - nie z firmą zagraniczną, ale z firmą wietnamską. Poprzednio pracowałem w branży maszynowej i nigdy nie zajmowałem się socjologią zawodowo. Po odwiedzeniu kilku kolejnych szczebli w MPiSS - uznano, że jednak jest ok i skoro mam w branży doświadczenie to mój dyplom nie jest kluczowy. Ale! Wymagane jest 5-cio letnie doświadczenie w zawodzie. Staram się wytłumaczyć, że nie mogę mieć 5-cio letniego doświadczenia bo pracuję tylko 3 lata po skończeniu studiów.

Pierwszy urzędnik jest skonfudowany - wysyła mnie na drugie piętro do pokoju 19. Tam kolejny urzędnik prowadzi dyskusję i uznaje, że jest awykonalne podjęcie pracy jeżeli nie mam 5-cio letniego stażu.

Idziemy wyżej, kolejny urzędnik mówi to samo, ale po długiej dyskusji przyjmuje aplikacje i wydaje dokument - będzie decyzja 28.05. Mam również złożyć dodatkowe podanie opisujące moją sytuację w Wietnamie.

Dzisiaj po południu spróbuję złapać dyrektora biura - rano ani on, ani żaden z wice dyrektorów nie byli dostępni.

......

sobota, 3 maja 2008

DOBRY ARTYKUŁ O WIETNAMSKICH MEDIACH....ALE WIDAĆ BRAKI

Artykuł podesłał mi niezastąpiony Filip Litewka, więc spełniając jego oczekiwania zamieszczam go w blogu wraz z krótkim komentarzem poniżej....

Dyktaturze proletariatu rośnie konkurencja

Maciej Zaremba
Rząd może bez przeszkód znęcać się nad swoimi Michnikami, bo kandydaci na Wałęsę pootwierali już własne firmy

Zobacz powiekszenie

Fot. AP

Siedem lat temu ludzie jeździli na rowerach, dziś na japońskich motocyklach. Od grudnia 2007 wprowadzono nakaz jeżdżenia w kaskach. Hanoi

Nie udało mi się wejść do "Nhân Dân", wietnamskiej "Trybuny Ludu". Naczelny się nie zgodził. Szkoda. Ciekawie byłoby przysłuchać się dyskusji, co dać na pierwszą stronę: "Znaczenie rewolucji październikowej dla postępu sprawą całego narodu" czy raczej "O dalsze umacnianie przyjaźni z Białorusią"? Chciałem pooddychać powietrzem w gazecie, gdzie 350 pracowników produkuje osiem stron dziennie, których prawie nikt nie czyta. Przede wszystkim jednak chciałem zobaczyć, co daje szwedzkie wsparcie. Za pieniądze szwedzkiego podatnika tam, w środku, toczy boje dwóch szwedzkich dziennikarzy. Ich zadaniem jest sprawić, by "Nhân Dân" było jeszcze lepsze.
Ale już w samolocie linii Air France mam wrażenie podróży w czasie. Stewardesy są jakby żywcem wyjęte z "Elle", ale gazety niczym z epoki kamiennej. Tędzy mężczyźni w garniturach podają sobie ręce pod czerwonymi sztandarami, a teksty deklarują. Tak, ten język znam na pamięć. "Dalsze sukcesy... na wszystkich frontach! Mimo... przejściowych trudności!".
Kraj, do którego lecę, właśnie dotknęły powodzie, utonęło ponad sto osób, ale na zdjęciach nie widać zniszczeń, tylko uśmiechniętych wieśniaków, którzy przyjmują worki z ryżem od pyzatych kadr.
Trzy razy próbuję od pogranicznika w okienku uzyskać odpowiedź na moje "Good morning". Ze wzrokiem wbitym w przestrzeń oddaje mi paszport gestem, jakby odganiał psa. "Welcome to Vietnam", mówię do siebie.
Dotąd były mieszkaniec PRL-u może czuć się jak ekspert. Ale już po drodze z lotniska pojawia się niepewność. Po obu stronach ciągną się wielkie hale ogrodzone drutem kolczastym, tu i ówdzie z wieżyczką strażniczą. Na fasadach powinny być hasła typu "Niech żyje plan pięcioletni". A tam są napisy: "Panasonic", "Mercedes" i "Yamaha". W centrum Hanoi zaś wszyscy dokądś zmierzają, ale w wielkim pośpiechu. Wygląda, że mają za czym gonić.


Serce dla Electroluksa
Od kiedy Komunistyczna Partia Wietnamu dopuściła prywatne przedsiębiorstwa, wzrost gospodarczy stabilnie utrzymuje się na poziomie 8 procent. Siedem lat temu Hanoi jeździło na rowerach, dziś na japońskich motocyklach. Reklamy przysłaniają hasła wzywające do socjalistycznego współzawodnictwa. Jest barwnie, gorączkowo, witalnie. Na poziomie ulicy prawie nic nie przypomina, że przebywamy w jednej z najsurowszych dyktatur świata.
Zgodnie z optymistyczną teorią państwa totalitarne skazane są na głodzenie obywateli. Dlatego koniec końców muszą upaść. Bez praworządności i wolności słowa sklepy zaczynają świecić pustkami. Ale co sprawdziło się w Związku Radzieckim, nie chce sprawdzać się tutaj. W Chinach i w Wietnamie możliwa jest widocznie pierestrojka bez głasnosti, kapitalizm bez liberalizmu i - równocześnie - pełnia komunizmu bez odrobiny równości. Mercedes i IKEA, Sony i ABB zdają się znakomicie czuć w tym środowisku. Bo kiedy da się w łapę za niezbędne zezwolenia, ma się prawo korzystać z taniej i bezbronnej siły roboczej. W najczarniejszej wizji Karol Marks nie mógł przewidzieć takiego finału swojej utopii: dyktatura proletariatu gwarantuje, że związki zawodowe nie staną kapitaliście na drodze.
Zakładam, że czytelnikowi nie jest znana pisarka Tran Khai Thanh Thuy. Gdyby była Czeszką i mielibyśmy lata 80., z pewnością byśmy o niej usłyszeli.
Thuy aresztowano w kwietniu ubiegłego roku pod zarzutem zagrażania bezpieczeństwu Wietnamu. Pisała eseje o demokracji, krytykowała rząd i założyła związek zawodowy. Przed osadzeniem jej w areszcie nr 1 w Hanoi rząd próbował perswazji: nasłano na jej mieszkanie bojówkarzy, którzy wyzywali ją od kurew i straszyli pobiciem. Nie, policja nie może jej chronić, dopóki "budzi gniew ludu". Obecnie 47-letniej Thuy, chorej na gruźlicę i cukrzycę, grozi 12 lat za kratkami.
- Dopóki wszystkie wskaźniki rosną, nie ma specjalnych widoków na demokratyzację - mówi mi znajomy dziennikarz w Hanoi. Rząd Wietnamu może bez przeszkód znęcać się nad swoimi Michnikami, bo wietnamscy kandydaci na Wałęsę pootwierali już własne firmy. Mój rozmówca tłumaczy mi, że wietnamscy demokraci są dużo bardziej samotni niż swego czasu Vaclav Havel. Praktycznie jedyną ich ochroną są protesty zagranicy. Zwłaszcza gdyby nadeszły ze Szwecji - "ojczyzny Palmego, która uchodzi za sprzymierzeńca Wietnamu. W dodatku socjalistycznego".
Przeglądam stronę internetową Centrum Palmego w Sztokholmie ("Na rzecz demokracji i praw człowieka"). Jest tam mowa o Birmie, Pakistanie, Kambodży. Ale o pani Thuy i innych wietnamskich więźniach sumienia ani słowa. "Niestety, nie pracujemy tak dużo z Wietnamem", tłumaczy odpowiedzialny za Azję Jan Hodann.
W ambasadzie w Hanoi dowiaduję się, że Szwecja nie protestuje publicznie przeciwko nękaniu związkowych aktywistów. Ale gdy nikt nie patrzy, przekazujemy wietnamskiemu rządowi listy uwięzionych i podpisujemy się pod krytyką kierowaną z Unii Europejskiej. Skąd taka wstydliwość?
Czyżby stąd, że swój kapitał zaufania Szwecja zużyła na co innego? Nie trzeba być jasnowidzem, by domyślić się związku pomiędzy tą taktownością a ciepłym przyjęciem, z jakim w Wietnamie spotykają się Electrolux, Ericsson i inni. W takim razie prawdą jest - jak ktoś gorzko zauważył - że najlepszym przyjacielem tutejszej dyktatury jest szwedzki emeryt, którego oszczędności ulokowano w akcjach wietnamskich przedsiębiorstw. Smutno byłoby, gdyby to była cała prawda. Ale okazuje się, że w niektórych dziedzinach żądza zysku przynosi zupełnie nieoczekiwane skutki.
Dlaczego nie ma urodzin towarzysza Castro?
Zdaniem Reporterów bez Granic pod względem wolności prasy Wietnam - w towarzystwie Chin i Iranu - plasuje się na szarym końcu listy 162 państw. Pracownikowi państwowemu nie wolno rozmawiać z dziennikarzem. Gdy w Hanoi wstukać do wyszukiwarki "human rights Vietnam", komputer odpowiada "page not found". Prawo nakazuje okazać dowód tożsamości właścicielowi kafejki internetowej, a ten powinien zanotować odwiedzane strony na wypadek pytań policji. 700 tytułów prasowych (podobnie jak radio i telewizję) kontroluje partia komunistyczna.
Mimo to zdarzają się wpadki. Na przykład jesienią 2002 roku trzeba było ukarać gazetę "Sinh Vien". Pewnemu redaktorowi sprzykrzyły się bezbarwne strony i artykuł o piramidach finansowych zilustrował banknotami spłukiwanymi do toalety. Całkiem pomysłowo, uważał. Ale władze ujrzały co innego: Ho Szi Min spłukany! I na nic nie zdały się zapewnienia redaktorów, że nie wybrali ojca narodu celowo, gdyż znajduje się on na wszystkich nominałach. Za karę zawieszono tytuł na dwa miesiące.
Może zdradzę, że to Szwedka wpadła na pomysł ilustracji? Była jedną z 50 dziennikarzy z Instytutu Dokształcania Dziennikarzy "Fojo" w Kalmarze, którzy za szwedzkie pieniądze od 1998 roku przez tłumacza uczą wietnamskich kolegów, jak robić nowoczesną gazetę. Krytycy twierdzą, że Szwecja kosztem 50 milionów koron (ok. 20 mln zł) pomaga dyktaturze ładniej opakowywać propagandę. Cóż, to może tak wyglądać. Ale wtedy nie bierze się pod uwagę osobliwych efektów żądzy zysku.
Od kiedy państwowym gazetom wolno zarabiać, zaczęły rywalizować o względy czytelników. Odkrycie pierwsze: jeśli nieco stonować komunikaty partyjne, nakład zaczyna rosnąć. Odkrycie drugie: czytelnicy chcą wiedzieć, jak w kraju jest, a nie jak powinno być. I tak dalej. Co wtorek redaktorzy naczelni wzywani są do biura propagandowego partii. Dostają tam wiadomości nadchodzącego tygodnia i upomnienia za to, co zrobili z ubiegłotygodniowymi. "Dlaczego urodziny towarzysza Castro nie znalazły się na pierwszej stronie?". Naczelni poddają się samokrytyce, obiecują poprawę, ale już nazajutrz popełniają nowe błędy.
Najbardziej jaskrawe nieposłuszeństwo miało miejsce w 2006 roku, kiedy to mediom udzielono instrukcji napiętnowania ministra transportu. Poświęcono go, by pokazać, że partia nie toleruje korupcji. Jednak wiele gazet podchwyciło trop na własną rękę - oj, ilu znalazło się łapówkarzy, zanim rząd nie zabronił dalszego zainteresowania sprawą.

Niezdrowo jest zwracać uwagę
Jak wynika ze szwedzkiego raportu "Media in Vietnam" (2006), presja rynku już odmieniła część państwowej prasy. Jakby Wietnamczycy poprzez kioski z gazetami próbowali wywalczyć tę możliwość wyboru, której odmawia im się przy urnach. I nie można wykluczyć, że Szwedzi rzeczywiście przyczynili się do tej przemiany.
W kwietniu 1999 roku młody człowiek o nazwisku Duc Thang zostaje zaproszony do Sztokholmu. Jest dziennikarzem w Loadong, prawdziwej betonowej twierdzy. Dobrzy Szwedzi zaprezentowali instytucję rzecznika etyki prasowej, ochronę źródeł dziennikarskich i inne nieosiągalne smakołyki. Thangowi najbardziej jednak zaimponowały strony internetowe. "Jak wrócę, to zrobię taką" - powiedział. A gospodarze uśmiechnęli się przyjaźnie i wyrozumiale, bo jeden na stu Wietnamczyków miał wtedy dostęp do internetu.
Osiem lat później tenże Thang jest redaktorem naczelnym jednego z największych portali informacyjnych na świecie. Jego ukazujący się tylko po wietnamsku "VN-Express" odnotowuje 6 milionów gości dziennie. To wręcz niewiarygodne, bo CNN (po angielsku) ma mniej. Jeszcze bardziej wymowny jest fakt, że portal ten odwiedza 300 razy więcej osób niż oficjalną partyjną gazetę "Nhân Dân". Gazeta jest w stu procentach subwencjonowana, portal żyje wyłącznie z reklam.
Rozmawiać z Thangiem jest równie trudno, jak do niego trafić. Ani na fasadzie, ani w holu wejściowym nic nie zdradza, gdzie mieści się "VN-Express". Także na trzecim piętrze, na drzwiach redakcji, nie ma żadnego szyldu. Jakby największa wietnamska gazeta uznała, że niezdrowo jest zwracać na siebie uwagę.
- Mieliśmy pomysł, by robić gazetę obiektywną, bez propagandy - mówi Thang.
- I to wystarcza, by stać się największym w kraju?
- Na to wygląda.
Najchętniej trzyma się faktów: że "VNE" ma 70 reporterów w Hanoi, 20 w Sajgonie (Hoszimin), że rzadko korzysta z jedynej w kraju agencji prasowej, że nie mają odredakcyjnych wstępniaków ani komentarzy.
- Dlaczego nie? - pytam.
Thang uśmiecha się i potrząsa głową. W jaki sposób pisze o procesach politycznych? Thang patrzy za okno i mówi, że wdzięczny jest szwedzkim nauczycielom z "Fojo", którzy mają takie postępowe poglądy na etykę prasową. Na przykład, że nie publikuje się nazwisk ani podobizn osób, które nie zostały skazane prawomocnym wyrokiem.
Dowiaduję się później, że „VN-Express” nigdy nie pisze o procesach politycznych oraz że unika szeregu innych drażliwych tematów. „To żadna ujma - stwierdza pewien dziennikarz - to krok do przodu. W niemal każdej gazecie można przeczytać wersję oficjalną. »VN-Express « nie chce jej publikować. A kiedy nie mogą pisać całej prawdy, nie piszą nic, bo półprawdy są często gorsze od kłamstwa”. „Z tego samo powodu - mówi mi - »VNE « rezygnuje z komentarzy redakcyjnych. - Jeśli się ktoś wypowiada o jednym, a potem nie może pisnąć o drugim, to już lepiej nie wypowiadać się wcale”.

Bill Gates kontra Ho Szi Min
Według wietnamskiego prawa wszystkie media muszą podlegać jakiemuś ministerstwu. W jaki sposób "VN-Express" udało się zostać wyjątkiem, to prawdziwie budująca historia o tym, jak technika potrafi zmienić układ sił.
Kiedy Thang wrócił ze Szwecji, zaproponowano mu, by stworzył stronę informacyjną państwowej firmy internetowej FPT. Publikował wiadomości z branży, ale też i inne, których ludzie byli ciekawi. Nie pisał natomiast nic o wielkim Leninie. Robili to wszyscy inni - musieli - ale on przecież siedział w komputerach, a przełomowe myśli Lenina na temat cyberprzestrzeni sprawiały wrażenie nieco enigmatycznych. Więc nie musiał...
Gości przybywało, a po półtora roku strona firmy była już największym medium w kraju. Tak to mniej więcej się odbyło. Jakby Polacy odrzucili "Gazetę Wyborczą" i zaczęli ściągać wiadomości ze strony Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad.
Oczywiście rząd wkrótce zorientował się, że oto znalazł się środek przekazu poza kontrolą partii! A więc należało go zamknąć. Ale wtedy "VNE" miał już 2 miliony czytelników. W czasie gdy Wietnam starał się o członkostwo w Światowej Organizacji Handlu (WTO). Niezbyt dobry moment na politykę policyjnej pałki. "VNE" nie został zamknięty, zrodził się więc problem: który z ministrów ma odpowiadać za ten produkt? Weźcie ode mnie ten kielich - odparł pierwszy zapytany. Drugi również przejawił niechęć. Podobnie trzeci.
I tak już zostało. "VN-Express" jest jedynym tytułem niepodlegającym żadnemu ministerstwu. A ponieważ w międzyczasie państwowa FPT weszła na giełdę, nikt tak naprawdę nie wie, kto jest właścicielem głównego źródła wiadomości w Wietnamie. Akurat to nie spędza snu z powiek Ducowi Thangowi, choć zdaje sobie sprawę, że wystarczy jedno słowo z Biura Politycznego, by wyłączono jego gazetę. Ale wie również, że dziesiątki milionów obywateli dowiedzą się o tym w ciągu godziny.
Niezwykle trudno jest wypowiadać się na temat przyszłości Wietnamu, gdyż jego przywódcy, chwalebni zwycięzcy wojny z USA, zdają się jeszcze bardziej paranoiczni i wyalienowani z własnego społeczeństwa niż byli władcy radzieccy. Wiosną 2006 roku skonfiskowali cały nakład tygodnika "Tuoi Tre". Jego kryminalny zamysł polegał na ankiecie czytelniczej: "Kto jest najbardziej podziwianą osobą w Wietnamie?". Przestępstwo polegało na tym, że przewodniczący Ho Szi Min znalazł się dopiero na trzecim miejscu.
- Po tym - twierdzi pewien dziennikarz - żadna gazeta nie odważy się spytać, kto jest najpiękniejszą kobietą w Wietnamie.

Kogoś może zaciekawi, kto znalazł się na miejscu pierwszym? Niejaki Bill Gates.

_________________________________________________________________

link do calego artykulu:

http://www.gazetawyborcza.pl/1,75480,5004147.html

Pan Zaręba pozwolił sobie poczynić ciekawy artykuł, dobry jest opis zmonopolizowanego przez państwo przekazu medialnego. Kontroli (o ile nie własności Państwa) podlegają tu prawie wszystkie media (TV, RADIO, PRASA i CZĘŚCIOWO INTERNET), ale można dodać kilka komentarzy.

#1. Ubawił mnie fragment o pograniczniku, czyli zapemne chodziło o funkcjonariusza wspomnianej już w tym blogu CONG AN (Służba Porządku Publicznego - odpowiednik zjednoczonej policji) wydziału A18 (który jest odpowiednikiem naszej Straży Granicznej). Wietnamscy urzędnicy może nie należą do wesołych i uprzejmych. Ale proponuję porównać to z obsługą na przykład na "Okęciu" - ja mam przyjemność latać do Polski regularnie i postawa polskiej Straży Granicznej i Urzędników Celnych pozostawia wiele do życzenia. Proponuję spróbować w Polsce powiedziec "good morning".....nie wiem jaki będzie rezultat bo po powiedzeniu "Dzień Dobry" nie ma żadnej odpowiedzi. Myślę, że to nie działa generalnie w wielu krajach.

#2. "Mercedes i IKEA, Sony i ABB zdają się znakomicie czuć w tym środowisku. Bo kiedy da się w łapę za niezbędne zezwolenia, ma się prawo korzystać z taniej i bezbronnej siły roboczej".

Niestety w tym fragmencie mija się Pan z prawdą. Akurat firmy pokroju IKEA, SONY czy MERCEDES nie muszą dawać w łapę. Ich wielkość i wsparcie państwowej administracji szwedzkiej, japońskiej czy niemieckiej pozwala im na działalność bez jakichś strasznych łapówek. Łapówka zresztą, w przypadku inwestowania w Wietnamie przyspiesza, ale na pewno niczego nie załatwia. Co do taniej siły roboczej to jest to również dyskusyjne, zachodnie koncerny płacą zazwyczaj więcej niż lokalne firmy - a dostosowują swoje płace do poziomu płac i poziomu cen na rynku. Poza tym większość wymienionych firm daje nie tylko dobre pensje, ale również pakiet socjalny - o którym w większości firm wietnamskich można tylko pomarzyć. Płacą za nadgodziny - chyba nie jest tak źle Panie redaktorze.

Patologicznym przykładem jest firma NIKE - warto było napisać o nich....

Minimalna pensja w Wietnamie, dla FOREIGN INVESTMENT COMPANIES wynosi: VND900,000 US$56.25 + świadczenia socjalne i medyczne - 17% pensji. Więkość firm płaci więcej swoim pracownikom. Zazwyczaj minimalne pensje w firmach zagranicznych oscyliują na poziomie 100USD/miesięcznie dla pracowników niewykwalifikowanych. Rosną wraz z pozycją pracownika w firmie i zwiększaniem się jego doświadczenia i umiejętności. To mało, ale zwykły posiłek w Wietnamie cały czas kosztuje poniżej 1 USD na osobę.

A wietnamski kodeks pracy, nie jest aż tak zabudowany jak w Europie, ale daje pracownikowi sporo przywilejów. Jak wygląda przestrzeganie kodeksu pracy to zupełnie inna sprawa - ale myślę, że podobne problemy nie są inne niż w Polsce.

#3. Dobra jest wstawka o Szwecji. Szwecja od zawsze występuje w takiej ciekawej roli, jak kobieta, która jest troszkę w ciąży.

#4. Gdy w Hanoi wstukać do wyszukiwarki "human rights Vietnam", komputer odpowiada "page not found". - a tak ta strona jest zablokowana. Ale na przykład strona ANTYRZĄDOWEJ GAZETKI WIETNAMSKIEJ DAN CHIM VIET juz nie! Z tymi blokadami jest kiepsko, w wydziale cenzury pracuje 20 informatyków i trochę blokują - ale nie jest tak źle.

#5. "Prawo nakazuje okazać dowód tożsamości właścicielowi kafejki internetowej, a ten powinien zanotować odwiedzane strony na wypadek pytań policji" To martwy przepis, jak bywam w Wietnamie od 10 lat nikt nie sprawdza co robisz w kafejkach. Nikogo, z policją włącznie nie interesuje kto i co ogląda.

#6. "Mimo to zdarzają się wpadki. Na przykład jesienią 2002 roku trzeba było ukarać gazetę "Sinh Vien". Pewnemu redaktorowi sprzykrzyły się bezbarwne strony i artykuł o piramidach finansowych zilustrował banknotami spłukiwanymi do toalety. Całkiem pomysłowo, uważał. Ale władze ujrzały co innego: Ho Szi Min spłukany! I na nic nie zdały się zapewnienia redaktorów, że nie wybrali ojca narodu celowo, gdyż znajduje się on na wszystkich nominałach. Za karę zawieszono tytuł na dwa miesiące" - znam tą historię pierwszorzędna. Ale ku zmartwieniu wszyskich czytelników podobnie jest w całej Azji. Również w krajach demokracji wielopartyjnych. W Tajlandii, Malezji, Indonezji o Chinach nie wspomnę również grozi kara za profanowanie lokalnych liderów. Myślę, że to ogólnie azjatycki koloryt. Cześć liderom, szczególnie tym którzy nieżyją jest wielka.

#7. "Niezwykle trudno jest wypowiadać się na temat przyszłości Wietnamu, gdyż jego przywódcy, chwalebni zwycięzcy wojny z USA, zdają się jeszcze bardziej paranoiczni i wyalienowani z własnego społeczeństwa niż byli władcy radzieccy". Natomiast zaskoczył mnie Pan używaną retoryką komunistyczną. Pisze Pan o wojnie z USA - Wiem, że wychował się Pan na prasie PRL i popełnia automatyczną wstawkę. Proszę jednak pamiętać, że wojna o któej Pan pisze była WOJNĄ DOMOWĄ - lub jak można spotkać w źródłach historycznych (i nie mam tu namyśli gawęd Moniki Warneńskiej and Żukrowskiego) II WOJNY INDOCHIŃSKIEJ. Wietnam nie prowadził wojny z USA w całej swojej historii. Owszem była interwencja wojsk SEATO pod dowództwem USA, ale to zupełnie inna historia.

#8. Gazety zapytały kto jest najpiękniejszą kobietą - jak dobrze mi się wydaje była to gazeta Tuoi Tre. Została nią Thuy Mai Phuong - Miss World 2006. Też myślałem, że wygra wujek Ho, ale nie tym razem Bruner....hahahaa

#9 Niestety VNE i FPT podlegają URZĘDOWI CENZURY i PUBLIKOWANE PRZEZ NICH WIADOMOŚCI MUSZĄ MIEĆ ZGODĘ CENZURY NA PUBLIKACJĘ - WIĘC TO TEŻ TAKA POŁOWICZNA WOLNOŚĆ. To tak jak w GAZECIE WYBORCZEJ - komentarze i sprostowania nie są publikowane, nikt nawet nie odpowiada na maile. Gazeta też ma monopol na wiedzę, choć mniejszy niż ten w Wietnamie.

GENERALNIE ARTYKUŁ NA 4;

ARTYKUŁ II

Już dawno się tak nie wstydziłem za mój kraj

Seweryn Blumsztajn
2008-02-23, ostatnia aktualizacja 2008-02-22 20:32

Polska straż graniczna zatrzymuje kilkudziesięciu Wietnamczyków, traktując ich wyjątkowo brutalnie, po rasistowsku po prostu. Trafiają do aresztu, żeby mogli być przesłuchani przez funkcjonariuszy wietnamskiej bezpieki. I to ci panowie zadecydują, czy uchodźcy zostaną do Wietnamu deportowani.

Zobacz powiekszenie

  • Cała historia polskiej emigracji politycznej przygarnianej przez tyle narodów i to polskie "Za naszą wolność i waszą", i "Solidarność", i KOR - to wszystko nic nie znaczy? Wolna demokratyczna Polska traktuje jak bydło uchodźców i opozycjonistów z komunistycznego Wietnamu.
    Żródło: Gazeta Wyborcza

link do artykułu: http://www.gazetawyborcza.pl/1,75478,4955542.html

Szanowny Panie,

Zamiast się wstydzić lepiej się dowiedzieć!

O deportacji lub pozostaniu na terytorium RP decydują odpowiednie organy polskie. Jeżeli tego nie robią to wypada tylko nad tym ubolewać. Wietnamski Urząd Imigracyjny, a nie jak Pan podaje bezpieka zajmuje się weryfikacją pod kątem łamania prawa wietnamskiego (nielegalne przekroczenie granicy). Pomówienie Straży Granicznej o współprace z Wietnamskim Urzędem Imigracyjnym jest uzasadnione; ale udowadnianie, że jest to współpraca decydująca o pozostaniu w Polsce lub deportacji wydaje mi się daleko idącą fantazją.

Może nie podobać się Panu polska i unijna polityka emigracyjna. Ale takie są realia prawne. Nie ma to nic wpólnego z etosem "Solidarności", "KORem" i tak dalej; ale z prostą realizacją bieżących zadań państwa. Nie wiem skąd tyle etosu - patosu, a konkrety??? Proszę przyjąć do wiadomości, że większość emigrantów na których "dyba" Straż Graniczna jest w Polsce nielegalnie. Nie są to żadni uchodźcy polityczni (choć jak napisałem poprzednio nie twierdzę, że takowych nie ma) tylko w większości mieszkańcy północnych prowincji Wietnamu zwabieni wizją zarobku i lepszego życia w Polsce, a tym samym w Unii Europejskiej. Napewno ich sytuacja nie jest godna pozazdroszczenia, ale nie ma to nic wspólnego z opozycją antykomunistyczną. Polska, ma opinie wśród Wietnamczyków jako kraj gdzie jak się wjedzie to można zostać i napewno się uda. Łapówki daje się łatwo więc przestrzeganie prawa nie koniecznie jest ważne. Tworzy to zamknięte koło i getto ludzi żyjących we własnym wietnamskim świecie w Polsce. Może zamiast wylewać krokodyle łzy, warto byłoby podjąć działania zmierzające do weryfikacji i ustalenia statusu obywateli Wietnamu przebywających na terytorium Polski. A wobec tych, którzy złamali prawo (w tym nielegalnie przekroczyli granicę) wyciągnąc konsekwencje zgodne z Polskim prawem i z umowami, które podpisała Rzeczpospolita Polska (a nie PRL!) z Socjalistyczną Republiką Wietnamu (choć to socjalizm tylko z nazwy!).

ROZPOCZYNA SIĘ CIEKAWA DYSKUSJA - ALE CHYBA WIĘCEJ JEST W NIEJ EMOCJI NIŻ FAKTÓW

Gazeta Wyborcza rozpoczęła ciekawy wątek dyskusyjny, ale poziom dziennikarstwa jest nieco zaniżany przez wybiórczy dobór faktów. Ale zacznijmy od przytoczenia dwóch artykułów. Poniżej pozwolę sobie zamieścić mój komentarz.

ARTYKUŁ I

Bezpieka z Wietnamu w Polsce

Wojciech Czuchnowski, Łukasz Krajewski
2008-02-23, ostatnia aktualizacja 2008-02-22 20:21

Służba bezpieczeństwa komunistycznego Wietnamu wykorzystuje umowę z Polską do prześladowania opozycji.

Zobacz powiekszenie

- Wiemy, że do Polski przyjechała delegacja rządu wietnamskiego, ale nie informowano nas, że są w niej przedstawiciele służby bezpieczeństwa, którzy zajmują się sprawami konkretnych obywateli Wietnamu - mówi rzeczniczka MSWiA Wioletta Paprocka.
Ale ks. Edward Osiecki, który w Warszawie opiekuje się społecznością wietnamską, twierdzi, że regularnie otrzymuje od swoich podopiecznych skargi, że po zatrzymaniu przez polskie służby - głównie Straż Graniczną - są oni przesłuchiwani przez ludzi z wietnamskiej bezpieki.
Dowodem na to, że polskie władze współpracują z wietnamską służbą bezpieczeństwa, jest pismo, które ks. Osiecki otrzymał 25 stycznia z Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie. Potwierdza ono wizytę w dniach 17 do 24 lutego "ekspertów Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego Socjalistycznej Republiki Wietnamu". Podkreśla też, że decyzja w sprawie kart pobytu dla trzech uchodźców jest "uzależniona od wyników tej wizyty". - Polska jest obecnie największym na świecie emigracyjnym ośrodkiem wietnamskiej opozycji antykomunistycznej, stąd aktywność wietnamskiej bezpieki - tłumaczy ks. Osiecki.
Wietnam jest jednym z ostatnich na świecie reżimów komunistycznych. W 2006 r. w Warszawie odbył się zjazd założycielski organizacji Wietnamski Komitet Obrony Robotników. Uczestniczyli w nim przedstawiciele wietnamskiej emigracji z całego świata. Wietnamska bezpieka szczególnie interesuje się działalnością Komitetu.
Funkcjonariusze wydziału A18 wietnamskiej Milicji Ludowej (czyli służby bezpieczeństwa) przyjeżdżają do Polski na podstawie umowy o wzajemnym przekazywaniu obywateli, jaką oba kraje podpisały w 2004 r. - Ta umowa wykorzystywana jest do walki z opozycją - mówi Robert Krzysztoń, współpracownik Amnesty International. Według relacji zebranych przez Krzysztonia w areszcie deportacyjnym Straży Granicznej na Okęciu prowadzone są przesłuchania wietnamskich uchodźców prowadzone przez funkcjonariuszy bezpieki z Wietnamu.
Dzwonimy do przesłuchiwanych Wietnamczyków. Tłumaczy Ton Van Anh, Wietnamka przebywająca w Polsce i działająca w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa. Jeden z rozmówców (wszyscy proszą o anonimowość) dwukrotnie uciekał z ojczyzny, bojąc się prześladowań. Złożył w Polsce wniosek o status uchodźcy, przez co jest chroniony konwencją genewską. Przed przesłuchaniem nikt nie powiadomił go, z kim ma rozmawiać. - Przesłuchiwało mnie dwóch mężczyzn i kobieta z A18. Bałem się, więc podpisałem. co mi podetknęli - mówi. Podobnie relacje składa czterech jego znajomych z Okęcia.
Z zeznań Wietnamczyków wynika, że bezpieka namawia ich do współpracy w rozpracowywaniu wietnamskiej emigracji w Polsce, w tym przedstawicieli opozycji wobec rządu komunistycznego. Straszono ich, że jeśli odmówią, to zostaną deportowani.
Ppłk Wojciech Zachariasz, rzecznik SG, który w czwartek zaprzeczał, by w przesłuchaniach brali udział funkcjonariusze z Wietnamu, wczoraj mówił już: - To nie jest pytanie do mnie i odmawiał dalszych komentarzy.
W czwartek byliśmy w Wólce Kosowskiej, gdzie w środę rano straż graniczna zatrzymała 89 Wietnamczyków. Wśród zatrzymanych jest kilkanaście osób, które są na liście wietnamskiej bezpieki.

Źródło: Gazeta Wyborcza

link do artykułu: http://www.gazetawyborcza.pl/1,75478,4955536.html

Szanowni Państwo, przy pisaniu artykułów stosuje się dużo uproszczeń, ale bez przesady. Zacznijmy od początku. W Wietnamie istnieje BO CONG AN czyli Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego. Nazwa w polskim tłumaczeniu wydaje się nieco straszna, wielu osobom kojarzy się z latami reprezji stalinowskich i prześladowaniami. Ale ma się to nijak do lingwistycznych konotacji tej nazwy. Słowo "bo" (z odpowiednimi tonami wietnamskimi oczywiście) znaczy Ministerstwo. "Cong" znaczy publiczne, wspólne. "An" oznacza harmonię, spokój, bezpieczeństwo. Ministerstwo Bezpieczeństwa Publicznego, nawiązując do tłumaczenia pełni podobne funkcje do MSWiA w Polsce. Z pewnością jednostki tego ministerstwa prowadzą wyżej wymienioną działalność. Pierwsze pytanie: dlaczego prowadzą ją na terytorium Polski? Pytanie drugie: dlaczeczaego nie ma w artykule komentarza Ambasady Wietnamu w Polsce. Wietnam jako kraj autorytarny i monoprartyjny ma ścisłą strukturę i nadzór nad działaniami. Żadna wietnamska jednostka policyjna nie może działać bez współpracy i wiedzy Ambasady.

Teraz troszkę informacji na temat. Podane w "Wyborczej" informacje odwołują się do autorytetów Pani Ton Van Anh i Pana Roberta Krzysztonia, którzy są prywatnie bardzo sympatycznymi ludźmi. Niestety ich wiedza na temat Wietnamu jest delikatnie mówiąc wybiórcza. Natomiast ich podejście do wszystkiego co związane z socjalizmem oraz komunizmem wietnamskim (mimo, że często tylko z nazwy! rzeczywistośc wietnamska jest inna - ale to nie miejsce na dłuższe wywody na ten temat) jest mocno ideologiczne. Chętnie widziałbym opinie osób podchodzących do tematu bardziej merytorycznie.

Słynna jednostka A18 "Wietnamskiej Milicji Ludowej" (podaję za artykułem. Milicja Ludowa "Cảnh sát nhân dân" zajmuje się zupełnie czymś innym, ale to dla autorów drobny szczegół) nosi nazwę: Cục Quản lý xuất nhập cảnh (A18) czyli w polskim tłumaczeniu: Wydział Imigracyjny (tlumaczenie wietnamskie przynosi kolejne ciekawe konotacje - ale o tym innym razem). Posiada nawet stronę internetową: http://www.vnimm.gov.vn/Indexe.asp. Nie jest więc chyba taka tajna jak można wnosić z artykułu. Miałem osobiście przyjemnośc kontaktować się z nią wielokrotnie w/s wizowych. Rzeczywiście jej pracownicy są raczej nieuprzejmi i gruboskórni, ale nie odbiega to standardami od zachowania się polskich służb o podobnym statusie. Myślę, że Ci którzy przekraczają często granicę doskonale wiedzą o czym mówię. Wietnamscy funkcjonariusze Urzędu Imigracyjnego przesłuchują zatrzymanych w Polsce nielegalnych emigrantów. Robią to bo pozwala im na to umowa zawarta z polskimi władzami, a secondo starają się ustalić w jaki sposób nielegalny emigrant bo o takich mówimy opuścił Wietnam - większośc emigrantów opuszcza Wietnam nielegalnie. Dlaczego tak robi, trudno powiedzieć - bo w chwili obecnej każdy może otrzymać paszport w Wietnamie i wyjechać - pod warunkiem, że ma wizę wjazdową do kraju przeznaczenia. Jeżeli jej nie ma zostanie cofnięty z granicy.

Nie twierdzę, że nie ma w Polsce uchodźców politycznych z Wietnamu, w tym przeciwników Partii i obecnego ustroju autorytarnego. Jednakże większość przypadków zatrzymań stanowią nielegalni emigranci. Polska straż graniczna jest powołana do tego aby takich nielegalnych przybyszów łapać i wysyłać do kraju z którego przybyli. Może to wydaje się niemiłe i brutalne, ale takie są przepisy i realia polityczne. Karygodne w tym artykule może być co najwyżej to, że polskie władze nie przesłuchują wietnamskich "aresztowanych" w towarzystwie polskiego tłumacza znającego wietnamski język. Zaręczam, że tacy są w Polsce.

Jeżeli chcą Państwo wiedzieć kto przyjeżdża do Polski z Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego (Cong An) oraz z wydziału A18 wystarczy zapytać Konsulat RP w Hanoi. Każdy z oficerów pojawiających się w Polsce ma wizę wystawioną przez polskiego urzędnika konsularnego. Pan pułkownik Zachariasz raczej nie powie nic ciekawego - bo on jest od roboty, a możliwośc pobytu i działań w Polsce określają umowy międzynarodowe oraz MSZ (jak choćby wspomniana wcześniej wiza).

NOKIA O HUI!

Wczoraj przechodziłem obok domu towarowego - gdzie z bilbordu uśmiecha się ponętna Koreanka zachęcając do zakupu nowej linii kosmetyków. Pod spodem napis O HUI NOKIA - taka łączona reklama nie do końca jest dobrym pomysłem. Myślę, że NOKIA POLSKA na to nie wpadnie. Ale zapytam ich

GAZETA.PL twierdzi, że John McCain był więźniem Viet Congu. A ja twierdzę, że nie był.

McCain zwycięża w prawyborach na Florydzie

alx, PAP
2008-01-30, ostatnia aktualizacja 29 minut temu
Senator John McCain, bohater wojnywietnamskiej, którego jeszcze jesienią ubiegłego roku skazywano na porażkę w wyścigu o nominację prezydencką, wygrał we wtorek republikańskie prawybory na Florydzie, pokonując byłego gubernatora Massachusetts Mitta Romney'a.

Zobacz powiekszenie

Fot. SHANNON STAPLETON REUTERS

Senator John McCain

Według niepełnych jeszcze obliczeń głosów, McCain otrzymał ich 36 procent, podczas gdy Romney 31 procent. Na trzecim miejscu uplasował się były burmistrz Nowego Jorku Rudy Giuliani z 15 procentami głosów, na czwartym - były gubernator stanu Arkansas Mike Huckabee.
Dzięki wygranej na Florydzie, gdzie obowiązuje system"zwycięzca bierze wszystko", McCain zyskał wszystkich 57delegatów z tego stanu na partyjną konwencję przedwyborczą w sierpniu, która mianuje kandydata Republikanów na prezydenta. Senator ma teraz najwięcej, bo 93 delegatów, wyprzedzając Romney'a, który zdobył ich dotąd 59.
Jak wynika z analiz głosowania, McCain wygrał dzięki poparciu licznych na Florydzie wojskowych i weteranów, dla których istotna była jego wiedza i doświadczenie w sprawach obronności i polityki zagranicznej, oraz twarde stanowisko w sprawie wojny w Iraku.
Gremialnie poparli go także Kubańczycy-uchodźcy po rewolucji Fidela Castro, stanowiący na Florydzie silny blok wyborczy, którzy cenią senatora jako zasłużonego weterana konfrontacji z komunizmem. McCain spędził ponad 5 lat w niewoli Vietcongu i był tam torturowany.

ORAZ LINK DO CAŁEGO ARTYKUŁU:

http://wiadomosci.gazeta.pl/Wiadomosci/1,80269,4882087.html

Przy przepisywaniu depesz z PAP trzeba mieć trochę litości dla faktów, ale po kolei:

John McCain jest załużonym weteranem II Wojny Indochińskiej - zwanej popularnie "wojną wietnamską". John McCain nie mógł stać się niewolnikiem Vietcongu z dwóch powodów: primo był pilotem w eskadrze bombardującej operującym nad Wietnamem Północnym - gdzie Viet Cong nie działał; secondo Vietcong nie dysponował w 1967 możliwościami strącania amerykańskich samolotów wojskowych. A więc kwestii wyjaśnienia: Porucznik Komandor (Lieut. Commander) John S. McCain III 26 pażdziernika 1967 na pokładzie samolotu A4 "Skyhawk" wykonywał lot bojowy, którego celem było zniszczenie Elektrociepłowni Hanoi. Jego samolot został trafiony rakietą SA-2. McCain katapultował się - wylądował w jeziorze Truc Bach.

John McCain był ciężko ranny. Początkowo został osadzony w Hanojskim Więzieniu Centralnym. Władze komunistyczne odmówiły mu pomocy oraz leczenia. Podczas 5. letniego pobytu był wielokrotnie torturowany. Kiedy władze północnowietnamskie zorientowały się, że ojciec McCaina jest wysokiej rangi dowódcą w Marynarce USA - wtedy jego warunki pobytu w więzieniu uległy poprawie. Choć nadal był poddawany licznym torturom. Od 1969 został przeniesiony do Hoa Loa Prison (słynny Hanoi Hilton), gdzie jego warunki pobytu ulegly poprawie.

POdczas pobytu w więzieniu oferowano mu zwolnienie, w zamian za podpisanie lojalki potępiającej USA i Południowy Wietnam (z wyjątkiem jednego dokumentu podpisanego w 1968 - gdy był na skraju wycieńczenia fizycznego) McCain nigdy z tej oferty nie skorzystał. Został zwolniony na mocy Porozumień Paryskich (Paris Peace Accords) - 15. marca 1973.

W 2000 roku John McCain odwiedził Hanoi ponownie.

Mam nadzieję, że już ten Vietcong pójdzie w odstawkę, bo tylko artykuł o Wietnamie to zawsze wojna i Vietcong. Dla formalności jeszcze jedna informacja:

Vietcong, Viet Cong, (Việt Cộng) - nazwa używana przez żołnierzy amerykańskich, a potem przez światowe media, na określenie partyzantów należących do Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu w czasie II Wojny Indochińskiej zwanej: wojną wietnamskią (w USA) lub wojną amerykańską (w Wietnamie)

Nazwa Vietcong jest skrótem frazy z języka wietnamskiego Việt Nam Cộng Sản, czyli "Wietnamski Komunista." Pierwotnie terminem tym określano armię partyzancką o nazwie Ludowe Zbrojne Siły Wyzwoleńcze, zbrojne ramię Narodowego Frontu Wyzwolenia Wietnamu Południowego (po wietnamsku Mặt Trận Giải Phóng Miền Nam Việt Nam) lub Narodowego Frontu Wyzwolenia. Na obszarach pod jego kontrolą NFW obejmował także kadry cywilne, m.in. przywódców wiosek, urzędników i nauczycieli. Termin Vietcong uważano niekiedy za uwłaczający, aczkolwiek od czasu wojny wietnamskiej jest on znacznie lepiej znany niż Narodowy Front Wyzwolenia. Sam NFW nigdy nie określał się mianem Vietcongu, utrzymując, wbrew twierdzeniom rządu południowowietnamskiego, że nie jest to ruch komunistyczny, lecz front narodowy, skupiający wszystkie siły przeciwne oficjalnej władzy, zarówno komunistycznej proweniencji, jak i nie związane z komunistami.

W terminologii amerykańskiej Vietcong był sukcesorem nazwy Viet Minh, określającej siły kierowane przez Ho Chi Minha w walce o wyzwolenie Wietnamu spod dominacji kolonialnej Francji, w pierwszej wojnie indochińskiej, od 1945 do 1954 roku. Jednak, w odróżnieniu od Viet Minh, który obejmował wszystkie siły walczące przeciwko Francji, Vietcong odnosił się jedynie do sił partyzanckich w Wietnamie Południowym. Regularna armia Wietnamu Północnego nosiła nazwę Ludowa Armia Wietnamu (QUÂN ĐỘI NHÂN DÂN VIỆT NAM).

15 GRUDNIA - WIETNAMSKI DZIEŃ KASKU,

Wygladał jak żaden inny....naprawdę. Wietnaskie wladze juz po raz trzeci przygotowuja sie do wprowadzenia powszechnego obowiazku noszenia kaskow przez motocyklistow. Poprzednie proby przeprowadzane w latach 2003 i 2004 przyniosly znikomy efekt....i wiekszosc osob nie zalozyla kaskow - a policjanci nie byli w stanie lapac wszystkich jezdzacych bez kaskow. Mimo mandatow / akcje zakonczyly sie fiaskiem

Tym razem bylo inaczej! 15 Grudnia rano zwarte oddzialy policji ustawily sie na skrzyzowaniach i glownych ulicach. Rozpoczeto wielkie sprawdzanie....Kary ustalono juz wczesniej - o czym rowniez informowano na kazdym kroku.

ZA BRAK KASKU: 100.000 VND - 200. 000 (6 - 12 USD)

ZA BRAK KASKU NA GLOWIE / ALE POSIADANIE GO PRZYPIETEGO PRZY MOTORZE 200.000 (12 USD)

Niestety zdjecie z daleka. Policja nie bardzo lubi zdjecia....



Cala akcja zostala poprzedzona wielka 6-cio miesieczna kampania promocyjna noszenia kaskow. Poza wladzami administracyjnymi w akcji wzielo udzial wiele firm. W kazdym biurze, jednostce wojskowej, komendzie policji i wszelkiego rodzaju quasi rzadowych biurach i pomieszczeniach prowadzono "spedy" na ktorych informowano dlaczego warto nosic kask. Dyrektorzy, Pierwsi Sekretarze i inni Kierownicy zostali zobowiazani do tego aby ich podwladni nabyli kask i z dniem 15. grudnia zaczeli go urzywac. Podobna atmosfera udzielila sie prywatnym firmom, gdzie pracownikom polecono noszenie kaskow. Na miescie zawisly plakaty informujace o skutkach jazdy bez kasku, wysokosci mandatow za jazde bez kasku oraz reklamy zachecajacej do zakupu kasku ( 1 KASK = 1 MANDAT). Ponizej jedna z reklam w TV:

http://sudestproduction.com/port049b.htm

oraz uliczne bannery informujace: JAZDA W KASKU TO NAJLEPSZY SPOSOB UNIKNIECIA USZKODZEN MOZGU

lub takie... BEZPIECZENSTWO SZCZESCIEM WSZYSTKICH

Osobiscie stwierdzilem, ze nadszedl najwyzszy czas aby rowniez nabyc kask. Po pieciu latach to chyba najwyzszy moment. Szybko okazalo sie, ze zakup kasku to nie taka prosta sprawa. O ile wybor kaskow jest nieograniczony: zarowno kolory i wzory zachecaja do zakupow na kazdym rogu ulicy. Cena rowniez przystepna od 40.000 VND do 1.000.000. VND (czyli od 2.5 do 60 USD). Asortyment jak marzenie. Sami zobaczcie:

W moim przypadku pojawil sie "PROBLEM JAK ZAWSZE". Gdzie jest EUROPEAN SIZE...bo wszystkie kaski tak jak z mlodszego brata, a w przeciwienstwie do czapeczki, to ciezko wcisnac. Po 3. dniowych poszukiwaniach udalo sie. Nabylem ulubiony kask za jedyne 180.000 VND (11.5 USD) i bylem gotowy na wyjazd na miasto........

.........moim oczom ukazal sie niesamowity widok. Wszyscy w kaskach! Co za szok (Ci ktorzy byli wczesniej w Wietnamie swietnie zrozumieja o co chodzi)








A NA KONIEC UDALO MI SIE UPOLOWAC KILKU OUTSIDEROW. "NIECH WIEDZA ZE PARTIA TEGO NIE POCHWALA" .... jak lubi podsumowywac newsy w wiadomosciach popularny prezenter TV.