środa, 6 czerwca 2012

KOMENTARZE DO ARTYKUŁU W GAZECIE WYBORCZEJ “WIETNAMSKA PARTIA ROBI BIZNES W POLSCE”

Szwalnia jest najważniejsza cd. Maciej Polakowski przetrzymywał paszporty wietnamskich pracowników, a dokumenty odebrała politykowi PJN dopiero straż graniczna - ustaliliśmy

W poniedziałek ujawniliśmy, że grupa kilkunastu Wietnamczyków oskarża Macieja Polakowskiego, polityka PJN, o zmuszanie do niewolniczej pracy. Właściciel firmy Mat-Pol miał ich głodzić, straszyć deportacją, pozbawić paszportów.
Sam Polakowski przyznał, że "zdeponował dokumenty". Teraz już wiemy, że odebrała je straż graniczna. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Na tym etapie nie mogę udzielać żadnej informacji - mówi Agnieszka Golias, rzecznik komendanta nadwiślańskiego oddziału straży granicznej.
Włodzimierz Marszałkowski z prokuratury
Bydgoszcz-Południe: - Przesłuchaliśmy 11 osób, które mogą być ofiarami przestępstwa. Do tej pory nie postawiliśmy zarzutów, ale częściowo wątki poruszane w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa zostały potwierdzone. Chodzi o zmuszanie do określanego zachowania, za co grozi do trzech lat więzienia, nieprawidłowości w dokumentacji dotyczącej wynagrodzeń i naruszanie praw pracowniczych. Przesłuchujemy kolejnych świadków. Pierwszy etap sprawy zostanie zakończony za trzy tygodnie.
Wietnamczycy w końcu uciekli - część, spuszczając się z okien fabryki po prześcieradłach. Skryli się w wietnamskim barze, a następnie skorzystali z pomocy fundacji La Strada oraz MSW.
Po naszej publikacji oświadczenie wydały też władze partii. "PJN w oczywisty sposób potępia wszelkiego rodzaju praktyki więzienia i wykorzystywania ludzi. Sprawę kierujemy do rozpatrzenia przez krajowy sąd partyjny" - napisał w komunikacie rzecznik Jacek Pilch.


Rozmowa z Ton Van Anh, działaczką na rzecz imigrantów w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa


Aleksandra Szyłło: Wietnamczycy pracujący w Polsce nie są ludźmi wolnymi. Jak się to dzieje?
Ton Van Anh: Uciekinierzy z Mat-Polu to byli tzw. pracownicy leasingowi: pracowali w Polsce, ale zatrudnieni byli przez firmę wietnamską. Podpisali umowę z wietnamską agencją, a te kontrakty są skandaliczne: jest w nich mowa np. o finansowej odpowiedzialności rodziny za niewywiązanie się pracownika z obowiązków. Pośrednik wziął ich

domy pod zastaw "pożyczki na wyjazd".
W takim wypadku Wietnamczycy pracują w Polsce na warunkach wietnamskich, a to oznacza, że są siłą roboczą bez praw.

 
Kim są pośrednicy?
- Agencja, która organizuje takie wyjazdy, jest tworzona w Wietnamie prawie zawsze przez funkcjonariusza bezpieczeństwa lub kogoś blisko związanego z aparatem partyjnym.
Wietnamczyk pracujący w Polsce nie może się zerwać ze smyczy, bo ryzykuje, że już nigdy niczego nie załatwi w ambasadzie. W razie nieposłuszeństwa problemy czekają jego rodzinę oraz jego samego, jeśli zdecyduje się wrócić.
Problem jest jednak szerszy i dotyczy większości Wietnamczyków w Polsce: są w szachu bezpieki i aparatu partii. Mogą tu pracować, jeśli robią to na zasadach komunistów.

Jakie to zasady?
- Wokół ambasady jest kilka słusznych ideowo stowarzyszeń udających organizacje pomocowe. Stowarzyszenie Wietnamczyków w Polsce, Liga Wietnamskich Kobiet i kilka innych. Są dobre w pielęgnowaniu folkloru, organizowaniu występów na Dzień Dziecka i wydawaniu kolorowych gazetek, ale to macki partii.
Wietnamski reżim robi w Polsce biznes. Wielcy hurtownicy odzieży i ich pracownicy na wszystkich szczeblach są zależni od ludzi reżimu. Jeśli hurtownik zajmie się demokracją czy prawami człowieka, straci dostęp do kontraktów.
Najniżej w hierarchii jest około 15 tys. "nielegalnych": to parobkowie. Często bez pozwolenia na pobyt. Jeśli taki podskoczy, natychmiast jest denuncjowany do straży granicznej.


Według szacunków Urzędu ds. Cudz

oziemców w Polsce jest 25 do 35 tys. Wietnamczyków.
- Organizacje pozarządowe też tak szacują. Połowa z tej liczby to "nielegalni": przeszli przez zieloną granicę lub wygasły im pozwolenia pobytowe. Wśród legalnych są m.in. leasingowani pracownicy, jak ci z
Bydgoszczy.

Kim są ci ludzie?
- To chłopi i
robotnicy. W kraju nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, nie przysługuje im żadna emerytura. Uprawiają ziemię wokół chałupy na wsi, a jak rodzina jest bardzo głodna, to ktoś z rodziny, najczęściej młody, jedzie najmować się jako robotnik do miasta. Tam koczuje pod fabryką i czeka, że ktoś da mu pracę na tydzień lub dwa. Za grosze i często bez żadnej umowy. Wyjazd za granicę wydaje się być jedyną szansą na poprawę losu.


Ty jesteś już Polką.
- Rok temu prezydent Bronisław Komorowski przyznał mi obywatelstwo. Jako dziennikarka Radia Wolna Azja i działaczka na rzecz imigrantów byłam wcześniej rozmaicie szykanowana.
W 2007 r. zostałam wyrzucona z Belwederu z konferencji premierów Polski i Wietnamu, mimo że miałam akredytację. Na skutek interwencji wietnamskiej delegacji wyprowadzili mnie BOR-owcy. Na szczęście dziennikarze, którzy pozostali, okazali mi niezwykłą solidarność: jedyne pytanie, jakie zadali premierom, to dlaczego zostałam wyrzucona.
Ktoś wrzucił mój telefon na czat pornograficzny i przez wiele dni dostawałam telefony od amantów.
Moje artykuły, które publikuję na portalu Benviet.org są kopiowane, pozbawiane najważniejszych zdań i umieszczane bez mojej zgody, ale z moim podpisem na portalach udających "wolnościowe", najprawdopodobniej redagowanych z Hanoi.

Co teraz dzieje się z uciekinierami z Mat-Polu?
- Są w programie ochrony świadków pracy przymusowej
.


Co to za program?
- To przedsięwzięcie MSW i La Strady.
Jeden z uciekinierów, Van The, był bliski deportacji. Po ucieczce z Mat-Polu, jak reszta, wsiadł w pociąg do Warszawy i szukał pomocy. Ktoś w Wólce Kosowskiej [wietnamska enklawa handlowa koło stolicy] polecił mu, by skontaktował się ze Stowarzyszeniem Wietnamczyków. Tłumacz, który towarzyszył mu potem podczas przesłuchania przez straż graniczną, przetłumaczył, że on "nie chce" brać udziału w programie ochronnym i tak zostało też odnotowane. A Van The oczywiście chciał.
La Strada w ostatniej chwili wydobyła go z ośrodka deportacyjnego. Mam nadzieję, że cała grupa dostanie wkrótce pozwolenie na pracę w Polsce.

artykuł zaczerpnięty z Gazety Wyborczej:

http://wyborcza.pl/1,75478,11873999,Wietnamska_partia_robi_w_Polsce_biznes.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

 

KOMENTARZ OD AUTORA BLOGA:

Tytuł artykułu jest krzykliwy, ale kompletnie mylący. Co ma wspólnego sprawa wykorzystywania wietnamskich robotników w Polsce z Wietnamską Partią Komunistyczną. Niewiele, ale już jest okazja do krzykliwego tytułu. Uważam do lekko mówiąc za nieporozumienie. W artykule pomieszane są fakty dotyczące nieprawidłowości z komentarzem, a właściwie podaniem poglądów Pani Ton Van Anh. To czy ktoś się utożsamia z tymi poglądami czy nie to osobna sprawa, problem polega na tym, że wiele z podane poglądy komentatorki są nie do końca zbieżne z rzeczywistością. Pisząc taki artykuł warto by zamieścić komentarz specjalisty lub eksperta w tej sprawie. Tego mi ewidentnie zabrakło. Takie podejście daje wrażenie, że GW promuje pewne poglądy I mija się z faktami.

 

Do opisywanej sytuacji nie mam wątpliwości, że jest karygodna i powinna być napiętnowana. Prywatni przedsiębiorcy wykorzystujący pracowników czy to polskich czy zagranicznych powinni być za to rozliczeni i ukarani. Jeżeli sprawa dotyczy pracowników zagranicznych, szczególnie pochodzących z bardzo odległych krajów I do tego osób słabo wykształconych to pole do nadużyć jest jeszcze większe. Można żerować na naiwności, niewiedzy i lękach tych ludzi. Dobrze, że sprawą zainteresowała się organizacja La Strada i nasze MSW  - wygląda na to, że sprawa będzie miała swój pozytywny finał. Oczywiście pozytywny dla uciskanych pracowników.

Jeżeli chodzi o rozmowę i komentarze do artykułu to mam kilka wątpliwości. Pisanie o wszechmocnej bezpiece (co to za uproszczenie sprawy – w Wietnamie nie wygląda to tak prosto, a każdy kraj ma swoją specyfikę aparatu administracyjnego I policyjnego. W przypadku Wietnamu używanie takiego sformułowania to moim zdaniem daleko idące uproszczenie). Firmy zajmujące się wysyłaniem siły roboczej zagranicę (tzw. Labour Export) zgodnie z wietnamskimi przepisami muszą być firmami państwowymi lub działać przy współpracy z Państwem. Ma to na celu kontrolę nad migracją pracowników oraz zapewnienie im minimum bezpieczeństwa w pracy zagranicznej (jak widać w tym przypadku to minimum nie było wystarczające). Warto dodać, że wietnamscy pracownicy pracują zagranicą legalnie głównie w takich krajach jak: Dubaj, Malezja, Korea Południowa, Japonia, itp. Dzięki pracownikom z Wietnamu gospodarki tych krajów są w stanie zapełnić brakujące wakaty – a wietnamscy pracownicy dostają wyższe zarobki niż w rodzinnym kraju I wysyłają dolary (zazwyczaj) do swoich bliskich.

Wietnamscy pracownicy jadący na kontrakty zagraniczne płacą “bondy” – dlatego, że wielu z nich nie jest przygotowanych do ciężkiej pracy, nie posiada wymaganych kwalifikacji albo probuje zostać w kraju wyjazdu na własną rękę. Taki “bond” jest ograniczeniem, ale biznesowo ma on sens dla wszystkich. To w jaki sposób pracownik wietnamski zdobywa pieniądze na bond to już inna sprawa (zazwyczaj składają się na to rodziny i bliscy). Pewno zdazają się przykłady nielegalnych “pożyczek pod wyjazd” gdzie ludzie zastawiają swoje domy – ale nie zaryzykowałbym twierdzenia, że to reguła.

W Polsce Wietnamczycy są opłacani wg. stawek uzgodnionych w kontrakcie (zawsze wyższych niż w Wietnamie!), ale podlegają polskim przepisom prawnym, a nie bliżej nie określonym “warunkom wietnamskim”. Pisanie o tym, że: “Agencja, która organizuje takie wyjazdy, jest tworzona w Wietnamie prawie zawsze przez funkcjonariusza bezpieczeństwa lub kogoś blisko związanego z aparatem partyjnym” to tak jakby powiedzieć, że w Polsce każdy jest blisko związany z kościołem katolickim. Wietnam to kraj monopartyjny – więc siłą rzeczy wiele osób jest związany z partia rządząca. Tylko co to ma do rzeczy?

Szach w którym są Polscy Wietnamczycy przez nich samych nie jest odbierany jako szach tylko jako korzyść (warto o tym napisać!). Większośc Wietnamczykow (możnaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że większość Azjatów) dba o kontakty z władzą I administracją . Widzi w tym z jednej strony korzyści naterialne, z drugiej prestiżowe, a z trzeciej jest to ważny element tworzenia sieci powiązań (lien he) – która zawsze zakłada konieczność układów. Tak było w czasach cesarskich w Wietnamie, tak było w czasach kolonialnych (to mit, że większość osób walczyła z kolonializmem!), tak było za reżimu sajgońskiego, tak jest I teraz w czasach gdy Wietnamem rządzi Partia Komunistyczna (warto dodać, że komunistyczna tylko z nazwy!). Nie tłumaczę Ambasady Wietnamu, bo nie mam z nimi wiele wspólnego – ale wiem, że Ambasady zawsze wpływają na swoich mieszkańców – dotyczy to równiez krajów zachodnich (choć w nich wpływ na lokalna społeczność jest mniejsza). Problem techniczny polega na tym, że mieszkając zagranicą jest się uzależnionym (tak jak jest uzależniony autor tego bloga) od Ambasady  w kwestiach urzędowych takich jak: paszporty, autoryzacja dokumentów (od aktu urodzin dziecka, przez zaświadczenie o niekaralności, aż po kartę wyborczą).

 

Widzę, że tamat nielegalnie przebywających w Polsce Wietnamczyków jest zupełnie OK / zawsze mnie to mierzi bo w Wietnamie jako Polak nie mam możliwości przebywać nielegalnie.Ale to sprawa na inną dyskusję.

 

Kim są ci ludzie?
- To chłopi i
robotnicy. W kraju nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, nie przysługuje im żadna emerytura. Uprawiają ziemię wokół chałupy na wsi, a jak rodzina jest bardzo głodna, to ktoś z rodziny, najczęściej młody, jedzie najmować się jako robotnik do miasta. Tam koczuje pod fabryką i czeka, że ktoś da mu pracę na tydzień lub dwa. Za grosze i często bez żadnej umowy. Wyjazd za granicę wydaje się być jedyną szansą na poprawę losu.

Ten fragment mnie “rozwalił”. Naprawdę pewne rzeczy wymagają wyjaśnienia. Otóż Wietnamczycy jadący zagranicę to w większości niewykształceni chłopi I robotnicy (to prawda!). Innych osób jeździ coraz mniej bo mają możliwości jeździć legalnie I pracować zagranicą lub zarobić w Wietnamie. Po co tylko pisze, że nie mają emerytury? W Polsce młodzi ludzie też nie mają emerytury!

W/s ubezpiecznia zdrowotnego jest inny problem. Otóż w Wietnamie rolnicy magą wykupić ubezpieczenie (w naszym rozumieniu przystąpić do ZUS) zwrotne, ale nie muszą. Problem jest, ale meritum tego jest takie, że Wietnamczycy wogóle mało się ubezpieczają i wolą płacić za każdym razem niż zainwestować niewielką kwotę w ubezpieczenie (dotyczy to zarówno rolników, jak i biznesmenów). Dodatkowym faktem jest to, że wietnamska służba zdrowia jest półpłatna (dużo bardziej niż w Polsce!) – ale to problem systemowy dotyczący całego kraju! 

Fragment o migracji młodzieży ze wsi do miast to niezbity fakt, tylko że dotyczy on wszystkich krajów rozwijających się (dotyczył również Polski do lat 90-tych). Ludzie wędrują ze wsi do miast licząc na poprawę życia, lepszy dostęp do edukcaji, służby zdowia, rozrywki, itp. Wiele osób opuszcza wieś bez odpowiedniego zaplecza I musi iść na duże kompromisy finansowe I życiowe, aby ułożyć sobie życie w drożejących I rozwijających się miastach. Pisanie o koczowaniu pod fabrykami to nieprawda! Praca w Wietnamie w miastach jest dostępna na wyciągnięcie ręki. W wielu miejscach wiszą ogłoszenia, że poszukuje się pracowników, a rotacja w zakładach I firmach jest wysoka! Problem nielegalnego zatrudnienia i pracy na czarno istnieje jak wszędzie, ale przedstawianie tego jako reguły jest nadużyciem. Większość firm i zakładów ubezpiecza pracowników, oferuje im podstawowy pakiet socjalny, szkolenia I możliwości (precyzując nie wszystkie – ale coraz więcej). Wyjazd zagranicę nie jest jedyną szansą na poprawę losu w Wietnamie! TO SLOGAN NIE MAJĄCY NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ. Wyjazd zagranicę jest mitem – podsycanym przez wietnamskich emigrantów!

 

Na dowód tego zrobię kilka zdjęć (jak będe wracał z biura do domu!) z ofertami zatrudnienia. Nie jest oczywiście tak, że pracowdawcy błagają pracowników, ale praca jest i zainteresowani zawsze ją znajdą!

 
Pomóżmy osobom prześladowanym przez nieuczciwych I cynicznych pracodawców, ale nie wymyślajmy przy tej okazji historii nie z tej ziemi. Wietnam nie jest rajem na ziemi, ale nie jest to aż taki “Dziki Wschód” jak przedstawiono to w tym artykule.

Brak komentarzy: