Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ARCHIWUM. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą ARCHIWUM. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 12 stycznia 2014

WIGILIA 2013–WSPOMNIENIE

Ten post miał pojawić się w grudniu, ale odrobina chaosu oraz lenistwa I pojawi sie dopiero teraz. Kolejne święta w Wietnamie w polskim stylu. Było wszystko co miało być – tylko nad Mikołajem musimy popracować. Dla ciekawskich koszt wigilii w tym stylu to ok. 1500PLN Smile / całe szczęscie conieco do lodowki. Ale to już 5. taka Wigilia w tradycyjnym stylu…

OPŁATEK ZE STALOWEJ WOLI

TALERZ DLA TAJEMNICZEGO GOŚCIA JEST – PO RAZ PIERWSZY OD LAT POZOSTAŁ WOLNY DO SAMEGO KOŃCA WIECZORU. BYŁO NAM CONIECO SMUTNO Z TEGO POWODU.

ŚLEDZ Z CEBULKĄ

USZKA Z GRZYBAMI (mix od rodziców, babci Zosi oraz Piotrka i Iwony)

KLUSKI Z MAKIEM

PIEROGI Z MIĘSEM (wersja dla dzieci, które grzybów nie jedzą)

BARSZCZ CZERWONY (na wietnamskich burakach!)

KARP (w końcu to chińska ryba, więc jest i w Wietnamie)

 

KAPUSTA Z GROCHEM (groch włoski, a nie jak w Polsce wietnamski)

GOŁĄBKI (z ryżem, bo zapomniałem zamówić kaszę gryczaną. W Sajgonie niestety nie udało mi się kupić)

ZUPA GRZYBOWA

WESOŁYCH ŚWIĄT

piątek, 28 czerwca 2013

REKLAMA COCA–COLA / NIE MOGŁEM TEGO NIE DODAĆ…

 

CZAD!

 

ORGINALNA REKLAMA – JAKBY KTOŚ CHCIAŁ PORÓWNAĆ

poniedziałek, 20 maja 2013

POCZTA W SAJGONIE – MAJ 2013

W dobie internetu, powszechnych emaili oraz smsów wysyłanie tradycyjnych listów praktycznie przechodzi do lamusa. Postanowiliśmy pójść co nieco pod prąd   i zaczęliśmy wysyłać listy. Odbiorcami są babcie i dziadkowie, którzy nie korzystają z nowoczesnych metod komunikacji, a list to dla nich “sama radość”. Radość podwójna gdy list wysyłąją wnuczkowie. Dodatkowa przygoda dla maluchów – wizyta na poczcie to w końcu nietypowe wydarzenie.

Poczta Główna w Sajgonie mieści się w pięknym kolonialnym budynku zaprojektowanym przez samego Gustawa Eiffel’a (tak tego od wieży).

Koperty są normalne, ale wietnamskie znaczki to prawdziwe dzieło sztuki.

Do tego dochodzi “old-school’owa” kolonialna skrzynka pocztowa, cała wykoana z drewna. Dla maluchów dostępna po wdrapaniu się na stołek…

Przed budynkiem poczty czeka mama z motorem – widok na małą katedrę Notre Dame.

niedziela, 14 kwietnia 2013

WIETNAMSKA PODRÓBKA CITROENA WG. SPORT.PL???

 

Mozna wysłuchać informacji redaktora Krzysztofa Girgiela o Citroenie Roberta Kubicy, który jedzie jak wietnamska podróbka…..?

Dla informacji Pana komentatora – redaktora: w Wietnamie nie podrabia się samochodów (z wielu powodów), a marka Citroen jest praktycznie nieznana Wietnamczykom (rownież z wielu powodów) – co dodatkowo utrudnia podrabianie.

Trochę to brzmi jakby Pan nigdy nie był w Wietnamie, a szukał stosownej puenty.  –  wyszło bez sensu. Trochę tak jak z amerykańskimi “Polish jokes”.

 

www.sport.pl/sport/10,67450,13733907,_Citroen_Kubicy_zachowuje_sie_jak_tania_chinska_podrobka_.html#BoxSportTxt

piątek, 12 kwietnia 2013

BOHATEROWIE DRUGIEGO PLANU…

Zdjecie z magazynu “Życie gwiazd” Kwiecień 2014

czwartek, 11 kwietnia 2013

poniedziałek, 24 września 2012

środa, 18 lipca 2012

EKSPERT TVN CNBC

Zaistniałem w TVN BIZNES. Załączam link do mojego występu. Miałem być tylko głosem, a tu okazuje się że jestem również widoczny na kamerce.

http://www.tvncnbc.pl/wietnam-okazja-dla-inwestorow,265593.html

środa, 6 czerwca 2012

KOMENTARZE DO ARTYKUŁU W GAZECIE WYBORCZEJ “WIETNAMSKA PARTIA ROBI BIZNES W POLSCE”

Szwalnia jest najważniejsza cd. Maciej Polakowski przetrzymywał paszporty wietnamskich pracowników, a dokumenty odebrała politykowi PJN dopiero straż graniczna - ustaliliśmy

W poniedziałek ujawniliśmy, że grupa kilkunastu Wietnamczyków oskarża Macieja Polakowskiego, polityka PJN, o zmuszanie do niewolniczej pracy. Właściciel firmy Mat-Pol miał ich głodzić, straszyć deportacją, pozbawić paszportów.
Sam Polakowski przyznał, że "zdeponował dokumenty". Teraz już wiemy, że odebrała je straż graniczna. - Nie potwierdzam, nie zaprzeczam. Na tym etapie nie mogę udzielać żadnej informacji - mówi Agnieszka Golias, rzecznik komendanta nadwiślańskiego oddziału straży granicznej.
Włodzimierz Marszałkowski z prokuratury
Bydgoszcz-Południe: - Przesłuchaliśmy 11 osób, które mogą być ofiarami przestępstwa. Do tej pory nie postawiliśmy zarzutów, ale częściowo wątki poruszane w zawiadomieniu o popełnieniu przestępstwa zostały potwierdzone. Chodzi o zmuszanie do określanego zachowania, za co grozi do trzech lat więzienia, nieprawidłowości w dokumentacji dotyczącej wynagrodzeń i naruszanie praw pracowniczych. Przesłuchujemy kolejnych świadków. Pierwszy etap sprawy zostanie zakończony za trzy tygodnie.
Wietnamczycy w końcu uciekli - część, spuszczając się z okien fabryki po prześcieradłach. Skryli się w wietnamskim barze, a następnie skorzystali z pomocy fundacji La Strada oraz MSW.
Po naszej publikacji oświadczenie wydały też władze partii. "PJN w oczywisty sposób potępia wszelkiego rodzaju praktyki więzienia i wykorzystywania ludzi. Sprawę kierujemy do rozpatrzenia przez krajowy sąd partyjny" - napisał w komunikacie rzecznik Jacek Pilch.


Rozmowa z Ton Van Anh, działaczką na rzecz imigrantów w Stowarzyszeniu Wolnego Słowa


Aleksandra Szyłło: Wietnamczycy pracujący w Polsce nie są ludźmi wolnymi. Jak się to dzieje?
Ton Van Anh: Uciekinierzy z Mat-Polu to byli tzw. pracownicy leasingowi: pracowali w Polsce, ale zatrudnieni byli przez firmę wietnamską. Podpisali umowę z wietnamską agencją, a te kontrakty są skandaliczne: jest w nich mowa np. o finansowej odpowiedzialności rodziny za niewywiązanie się pracownika z obowiązków. Pośrednik wziął ich

domy pod zastaw "pożyczki na wyjazd".
W takim wypadku Wietnamczycy pracują w Polsce na warunkach wietnamskich, a to oznacza, że są siłą roboczą bez praw.

 
Kim są pośrednicy?
- Agencja, która organizuje takie wyjazdy, jest tworzona w Wietnamie prawie zawsze przez funkcjonariusza bezpieczeństwa lub kogoś blisko związanego z aparatem partyjnym.
Wietnamczyk pracujący w Polsce nie może się zerwać ze smyczy, bo ryzykuje, że już nigdy niczego nie załatwi w ambasadzie. W razie nieposłuszeństwa problemy czekają jego rodzinę oraz jego samego, jeśli zdecyduje się wrócić.
Problem jest jednak szerszy i dotyczy większości Wietnamczyków w Polsce: są w szachu bezpieki i aparatu partii. Mogą tu pracować, jeśli robią to na zasadach komunistów.

Jakie to zasady?
- Wokół ambasady jest kilka słusznych ideowo stowarzyszeń udających organizacje pomocowe. Stowarzyszenie Wietnamczyków w Polsce, Liga Wietnamskich Kobiet i kilka innych. Są dobre w pielęgnowaniu folkloru, organizowaniu występów na Dzień Dziecka i wydawaniu kolorowych gazetek, ale to macki partii.
Wietnamski reżim robi w Polsce biznes. Wielcy hurtownicy odzieży i ich pracownicy na wszystkich szczeblach są zależni od ludzi reżimu. Jeśli hurtownik zajmie się demokracją czy prawami człowieka, straci dostęp do kontraktów.
Najniżej w hierarchii jest około 15 tys. "nielegalnych": to parobkowie. Często bez pozwolenia na pobyt. Jeśli taki podskoczy, natychmiast jest denuncjowany do straży granicznej.


Według szacunków Urzędu ds. Cudz

oziemców w Polsce jest 25 do 35 tys. Wietnamczyków.
- Organizacje pozarządowe też tak szacują. Połowa z tej liczby to "nielegalni": przeszli przez zieloną granicę lub wygasły im pozwolenia pobytowe. Wśród legalnych są m.in. leasingowani pracownicy, jak ci z
Bydgoszczy.

Kim są ci ludzie?
- To chłopi i
robotnicy. W kraju nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, nie przysługuje im żadna emerytura. Uprawiają ziemię wokół chałupy na wsi, a jak rodzina jest bardzo głodna, to ktoś z rodziny, najczęściej młody, jedzie najmować się jako robotnik do miasta. Tam koczuje pod fabryką i czeka, że ktoś da mu pracę na tydzień lub dwa. Za grosze i często bez żadnej umowy. Wyjazd za granicę wydaje się być jedyną szansą na poprawę losu.


Ty jesteś już Polką.
- Rok temu prezydent Bronisław Komorowski przyznał mi obywatelstwo. Jako dziennikarka Radia Wolna Azja i działaczka na rzecz imigrantów byłam wcześniej rozmaicie szykanowana.
W 2007 r. zostałam wyrzucona z Belwederu z konferencji premierów Polski i Wietnamu, mimo że miałam akredytację. Na skutek interwencji wietnamskiej delegacji wyprowadzili mnie BOR-owcy. Na szczęście dziennikarze, którzy pozostali, okazali mi niezwykłą solidarność: jedyne pytanie, jakie zadali premierom, to dlaczego zostałam wyrzucona.
Ktoś wrzucił mój telefon na czat pornograficzny i przez wiele dni dostawałam telefony od amantów.
Moje artykuły, które publikuję na portalu Benviet.org są kopiowane, pozbawiane najważniejszych zdań i umieszczane bez mojej zgody, ale z moim podpisem na portalach udających "wolnościowe", najprawdopodobniej redagowanych z Hanoi.

Co teraz dzieje się z uciekinierami z Mat-Polu?
- Są w programie ochrony świadków pracy przymusowej
.


Co to za program?
- To przedsięwzięcie MSW i La Strady.
Jeden z uciekinierów, Van The, był bliski deportacji. Po ucieczce z Mat-Polu, jak reszta, wsiadł w pociąg do Warszawy i szukał pomocy. Ktoś w Wólce Kosowskiej [wietnamska enklawa handlowa koło stolicy] polecił mu, by skontaktował się ze Stowarzyszeniem Wietnamczyków. Tłumacz, który towarzyszył mu potem podczas przesłuchania przez straż graniczną, przetłumaczył, że on "nie chce" brać udziału w programie ochronnym i tak zostało też odnotowane. A Van The oczywiście chciał.
La Strada w ostatniej chwili wydobyła go z ośrodka deportacyjnego. Mam nadzieję, że cała grupa dostanie wkrótce pozwolenie na pracę w Polsce.

artykuł zaczerpnięty z Gazety Wyborczej:

http://wyborcza.pl/1,75478,11873999,Wietnamska_partia_robi_w_Polsce_biznes.html?utm_source=HP&utm_medium=AutopromoHP&utm_content=cukierek1&utm_campaign=wyborcza

 

KOMENTARZ OD AUTORA BLOGA:

Tytuł artykułu jest krzykliwy, ale kompletnie mylący. Co ma wspólnego sprawa wykorzystywania wietnamskich robotników w Polsce z Wietnamską Partią Komunistyczną. Niewiele, ale już jest okazja do krzykliwego tytułu. Uważam do lekko mówiąc za nieporozumienie. W artykule pomieszane są fakty dotyczące nieprawidłowości z komentarzem, a właściwie podaniem poglądów Pani Ton Van Anh. To czy ktoś się utożsamia z tymi poglądami czy nie to osobna sprawa, problem polega na tym, że wiele z podane poglądy komentatorki są nie do końca zbieżne z rzeczywistością. Pisząc taki artykuł warto by zamieścić komentarz specjalisty lub eksperta w tej sprawie. Tego mi ewidentnie zabrakło. Takie podejście daje wrażenie, że GW promuje pewne poglądy I mija się z faktami.

 

Do opisywanej sytuacji nie mam wątpliwości, że jest karygodna i powinna być napiętnowana. Prywatni przedsiębiorcy wykorzystujący pracowników czy to polskich czy zagranicznych powinni być za to rozliczeni i ukarani. Jeżeli sprawa dotyczy pracowników zagranicznych, szczególnie pochodzących z bardzo odległych krajów I do tego osób słabo wykształconych to pole do nadużyć jest jeszcze większe. Można żerować na naiwności, niewiedzy i lękach tych ludzi. Dobrze, że sprawą zainteresowała się organizacja La Strada i nasze MSW  - wygląda na to, że sprawa będzie miała swój pozytywny finał. Oczywiście pozytywny dla uciskanych pracowników.

Jeżeli chodzi o rozmowę i komentarze do artykułu to mam kilka wątpliwości. Pisanie o wszechmocnej bezpiece (co to za uproszczenie sprawy – w Wietnamie nie wygląda to tak prosto, a każdy kraj ma swoją specyfikę aparatu administracyjnego I policyjnego. W przypadku Wietnamu używanie takiego sformułowania to moim zdaniem daleko idące uproszczenie). Firmy zajmujące się wysyłaniem siły roboczej zagranicę (tzw. Labour Export) zgodnie z wietnamskimi przepisami muszą być firmami państwowymi lub działać przy współpracy z Państwem. Ma to na celu kontrolę nad migracją pracowników oraz zapewnienie im minimum bezpieczeństwa w pracy zagranicznej (jak widać w tym przypadku to minimum nie było wystarczające). Warto dodać, że wietnamscy pracownicy pracują zagranicą legalnie głównie w takich krajach jak: Dubaj, Malezja, Korea Południowa, Japonia, itp. Dzięki pracownikom z Wietnamu gospodarki tych krajów są w stanie zapełnić brakujące wakaty – a wietnamscy pracownicy dostają wyższe zarobki niż w rodzinnym kraju I wysyłają dolary (zazwyczaj) do swoich bliskich.

Wietnamscy pracownicy jadący na kontrakty zagraniczne płacą “bondy” – dlatego, że wielu z nich nie jest przygotowanych do ciężkiej pracy, nie posiada wymaganych kwalifikacji albo probuje zostać w kraju wyjazdu na własną rękę. Taki “bond” jest ograniczeniem, ale biznesowo ma on sens dla wszystkich. To w jaki sposób pracownik wietnamski zdobywa pieniądze na bond to już inna sprawa (zazwyczaj składają się na to rodziny i bliscy). Pewno zdazają się przykłady nielegalnych “pożyczek pod wyjazd” gdzie ludzie zastawiają swoje domy – ale nie zaryzykowałbym twierdzenia, że to reguła.

W Polsce Wietnamczycy są opłacani wg. stawek uzgodnionych w kontrakcie (zawsze wyższych niż w Wietnamie!), ale podlegają polskim przepisom prawnym, a nie bliżej nie określonym “warunkom wietnamskim”. Pisanie o tym, że: “Agencja, która organizuje takie wyjazdy, jest tworzona w Wietnamie prawie zawsze przez funkcjonariusza bezpieczeństwa lub kogoś blisko związanego z aparatem partyjnym” to tak jakby powiedzieć, że w Polsce każdy jest blisko związany z kościołem katolickim. Wietnam to kraj monopartyjny – więc siłą rzeczy wiele osób jest związany z partia rządząca. Tylko co to ma do rzeczy?

Szach w którym są Polscy Wietnamczycy przez nich samych nie jest odbierany jako szach tylko jako korzyść (warto o tym napisać!). Większośc Wietnamczykow (możnaby nawet pokusić się o stwierdzenie, że większość Azjatów) dba o kontakty z władzą I administracją . Widzi w tym z jednej strony korzyści naterialne, z drugiej prestiżowe, a z trzeciej jest to ważny element tworzenia sieci powiązań (lien he) – która zawsze zakłada konieczność układów. Tak było w czasach cesarskich w Wietnamie, tak było w czasach kolonialnych (to mit, że większość osób walczyła z kolonializmem!), tak było za reżimu sajgońskiego, tak jest I teraz w czasach gdy Wietnamem rządzi Partia Komunistyczna (warto dodać, że komunistyczna tylko z nazwy!). Nie tłumaczę Ambasady Wietnamu, bo nie mam z nimi wiele wspólnego – ale wiem, że Ambasady zawsze wpływają na swoich mieszkańców – dotyczy to równiez krajów zachodnich (choć w nich wpływ na lokalna społeczność jest mniejsza). Problem techniczny polega na tym, że mieszkając zagranicą jest się uzależnionym (tak jak jest uzależniony autor tego bloga) od Ambasady  w kwestiach urzędowych takich jak: paszporty, autoryzacja dokumentów (od aktu urodzin dziecka, przez zaświadczenie o niekaralności, aż po kartę wyborczą).

 

Widzę, że tamat nielegalnie przebywających w Polsce Wietnamczyków jest zupełnie OK / zawsze mnie to mierzi bo w Wietnamie jako Polak nie mam możliwości przebywać nielegalnie.Ale to sprawa na inną dyskusję.

 

Kim są ci ludzie?
- To chłopi i
robotnicy. W kraju nie mają ubezpieczenia zdrowotnego, nie przysługuje im żadna emerytura. Uprawiają ziemię wokół chałupy na wsi, a jak rodzina jest bardzo głodna, to ktoś z rodziny, najczęściej młody, jedzie najmować się jako robotnik do miasta. Tam koczuje pod fabryką i czeka, że ktoś da mu pracę na tydzień lub dwa. Za grosze i często bez żadnej umowy. Wyjazd za granicę wydaje się być jedyną szansą na poprawę losu.

Ten fragment mnie “rozwalił”. Naprawdę pewne rzeczy wymagają wyjaśnienia. Otóż Wietnamczycy jadący zagranicę to w większości niewykształceni chłopi I robotnicy (to prawda!). Innych osób jeździ coraz mniej bo mają możliwości jeździć legalnie I pracować zagranicą lub zarobić w Wietnamie. Po co tylko pisze, że nie mają emerytury? W Polsce młodzi ludzie też nie mają emerytury!

W/s ubezpiecznia zdrowotnego jest inny problem. Otóż w Wietnamie rolnicy magą wykupić ubezpieczenie (w naszym rozumieniu przystąpić do ZUS) zwrotne, ale nie muszą. Problem jest, ale meritum tego jest takie, że Wietnamczycy wogóle mało się ubezpieczają i wolą płacić za każdym razem niż zainwestować niewielką kwotę w ubezpieczenie (dotyczy to zarówno rolników, jak i biznesmenów). Dodatkowym faktem jest to, że wietnamska służba zdrowia jest półpłatna (dużo bardziej niż w Polsce!) – ale to problem systemowy dotyczący całego kraju! 

Fragment o migracji młodzieży ze wsi do miast to niezbity fakt, tylko że dotyczy on wszystkich krajów rozwijających się (dotyczył również Polski do lat 90-tych). Ludzie wędrują ze wsi do miast licząc na poprawę życia, lepszy dostęp do edukcaji, służby zdowia, rozrywki, itp. Wiele osób opuszcza wieś bez odpowiedniego zaplecza I musi iść na duże kompromisy finansowe I życiowe, aby ułożyć sobie życie w drożejących I rozwijających się miastach. Pisanie o koczowaniu pod fabrykami to nieprawda! Praca w Wietnamie w miastach jest dostępna na wyciągnięcie ręki. W wielu miejscach wiszą ogłoszenia, że poszukuje się pracowników, a rotacja w zakładach I firmach jest wysoka! Problem nielegalnego zatrudnienia i pracy na czarno istnieje jak wszędzie, ale przedstawianie tego jako reguły jest nadużyciem. Większość firm i zakładów ubezpiecza pracowników, oferuje im podstawowy pakiet socjalny, szkolenia I możliwości (precyzując nie wszystkie – ale coraz więcej). Wyjazd zagranicę nie jest jedyną szansą na poprawę losu w Wietnamie! TO SLOGAN NIE MAJĄCY NIC WSPÓLNEGO Z RZECZYWISTOŚCIĄ. Wyjazd zagranicę jest mitem – podsycanym przez wietnamskich emigrantów!

 

Na dowód tego zrobię kilka zdjęć (jak będe wracał z biura do domu!) z ofertami zatrudnienia. Nie jest oczywiście tak, że pracowdawcy błagają pracowników, ale praca jest i zainteresowani zawsze ją znajdą!

 
Pomóżmy osobom prześladowanym przez nieuczciwych I cynicznych pracodawców, ale nie wymyślajmy przy tej okazji historii nie z tej ziemi. Wietnam nie jest rajem na ziemi, ale nie jest to aż taki “Dziki Wschód” jak przedstawiono to w tym artykule.

niedziela, 24 sierpnia 2008

SZLAKIEM HO CHI MINH'a 8

Photograph 6

...teraz przynajmniej jest zmiana, trudno powiedzieć że na lepsze; ale jak to zmiana - na inne. Droga z Khe Sanh na południe jest fantastyczna - prosta, szeroka, ładnie wyprofilowana. Co więcej, zaraz za miastem jest Most Świętokrzyski - hahaha w Polsce to był projekt prawie narodowy. Budowa mostu, feta zwiazana z jego otwarciem, dosłownie wydarzenie narodowe. Nie bez pardonu zbudowano most w stolicy - Warszawie. Na Wiśle - rzece matce....

....w Wietnamie zdecydowano się zbudować taki most na rzece Thach Han w prowincji Quang Tri. Właśnie wpadło mi do głowy, że może warto aby Warszawa i Khe Sanh zostały miastami partnerskimi. ?.

IMG_2466

MOST "ŚWIĘTOKRZYSKI" w Ka Lu k/ Khe Sanh

Droga śmiga wesoło pomiędzy obrośniętymi dżunglą i krzakami zboczami gór. Fantastycznie prosta droga, praktycznie bez kamieni i czerwono - brązowego pyłu. Ruchu na drodze jest niespecjalny - co kilka minut mijam pędzące motory i ciężarówki załadowane po brzegi towarami. Słońce praży niemiłosiernie. Wkońcu również nie czuję się sam na pustkowiu. Wzdłuż drogi pojawiają się wsie. Najpierw daleko na horyzoncie, potem coraz bliżej, wzdłuż strumyka widać kolejne domy. Część domów skupionych we wioskach, a potem gdy droga zawija się od strumyka i wpada pomiędzy gorskie zbocza wsie znikają. Co jakiś czas pojawiają się tylko pojedyncze domy. Co ciekawe, na wielu domach o eternitowych dachach, suszą się opony. Przed domkami często stoją puste kanistry, można zatankować paliw o. Po drodze nie ma żadnej stacji benzynowej, a na własnym przykładzie wiem, że paliwo może się skończyć - bo skąd można było się spodziewać, że przez ponad 100km nie będzie żadnej stacji benzynowej.

Zastanawiam się ile wody jest w paliwie? Ale cena jest nie najgorsza. Tylko 100% drożej niż na stacji.

IMG_2468

IMG_2469

IMG_2470

IMG_2471

CHROŃMY LASY - CHYBA DZIAŁA BO TABLICA ZARASTA.

IMG_2473

PO CO ONI SUSZĄ TE OPONY ?

IMG_2474

GÓRSKIE POTOKI O KRYSTLICZNEJ WODZIE WPADAJĄ DO KAKAOWEJ RZEKI

IMG_2475

SLOGANY PROPAGANDOWE ZJADANE PRZEZ DŻUNGLĘ

IMG_2478

IMG_2479

ELO! JEST W KOŃCU JAKAŚ LAWINA

IMG_2480

IMG_2482

IMG_2484

IMG_2486

IMG_2487

DOMY SĄ TU NIENAJGORSZE

IMG_2488

Wzdłuż drogi pojawia się coraz więcej domów. Małe wsie zaczynając mieć znajomy układ - wszystkie domy są wzdłuż drogi. W kilku wsiach oprócz domów jest też sporo murowanych domów. Wszystko jest małe. Mały szpital, posterunek policji, dworzec autobusowy, Przy drodze jest coraz więcej sklepików, drewnianych kramów z owocami, małych grillów z których dochodzi miły zapach wędzonego mięsa. Dalej stoją kanistry z ręcznymi maszynkami i pistoletami do pompowania paliwa, aluminiowe lady ze szklanym kontuarem, na których wystawione są talerze i miseczki z kolorowymi potrawami. Wszystko pokryte wartwą piasku z drogi... i zupełnie nikt tego nie kupuje. Wiara w klienta jest w tym kraju niesamowita. Tym razem nie ma mowy na takie żarty, jak jedzenie przy drodze. Po tym jak rok wcześniej w Kambodży miałem chętkę na wygłupy - to udało mi się wyleczyć robaki dopiero po dobrych sześciu miesiącach. Dojeżdżam do południowego Wietnamu - bo przy drodze zaczynają się pojawiać kawiarnie. Wszystko w wersji mocno prowincjonalnej. Pojawia się też znajoma nazwa - Trung Nguyen Coffee. To taki lokalny wariant Starbucksa. Co prawda na wiosce w górach prowincji Quang Tri wystrój lokalu odbiega od wystroju w miastach.

Plastikowe krzesełka, plastikowe niskie stoliki z dziurawymi i poplamionymi ceratami. Zamiast klimatyzacji wiatrak. Kelnerki leniwie opierają się na drewnianych barierkach i krzycząc żartują z klientami siedzącymi przy stolikach. Przy moim stoliku pojawia się gorąca, gęsta kawa. Wspaniały łyk gorącego płynu przelatuje przez aluminiowy filter wprost do szklanki wypełnionej gęstym, przeraziście słodkim skondensowanym mlekiem. Jest sakramencko gorąco, a gęsta czekoladowa kawa jest jak balsam. Hmmm. pycha.

IMG_2489

TRUNG NGUYEN NA WSI ...

IMG_2492

HONDA FUTURE... THERE IS NOTHING BETTER

IMG_2491

DZIECI NA POCZĄTKU NIEŚMIAŁO ....

IMG_2490

... A POTEM CORAZ ŚMIELEJ ZACZĘŁY MNIE ZACZEPIAĆ

IMG_2494

LOKALNY POLICJANT ZAGADUJE ....

IMG_2495

.... POTEM POJAWIA SIĘ KIEROWCA AUTOBUSU

Niestety nasza gadka jest drętwa, ten dialekt wietnamskiego jest nie do zrozumienia. Było miło, ale mocno abstrakcyjnie.

****

IMG_2481

IMG_2483

IMG_2499

IMG_2500

IMG_2501

IMG_2503

IMG_2504

IMG_2505

IMG_2506

IMG_2508

IMG_2510

IMG_2511

STREFA PRZYGRANICZNA

IMG_2512

IMG_2513

IMG_2519

****

Dojeżdżam do A Luoi, w prowincji Thua Tien Hue. A Luoi to okolice Hamburger Hill, jednej z najwięszych bitw w Wietnamie pomiędzy Korpusem Amerykańskim, a Wietnamską Armią Ludową. Była tu prawdziwa jatka, górska równina otoczona górami. Fantastyczne miejsce do bitwy. Musiała tu byc niezła jatka - bo miasto wygląda jakby zostało dopiero co zbudowane. Wszystkoe jest nowe, przez miasto przebiega czteropasmowa droga wzdłuż której pobudowano koszmarne betonowe budynki. Socrealistyczny kicz z lat 50-tych czy 60-tych, ozdobiony elementami architektury wietnamskiej i elementami etnicznymi. Cały haczyk polega na tym, że miast zostało odbudowane, albo może lepiej powiedzieć zbudowane od nowa w latach 80-tyc. Koszmar architekta!!!

Dodatkową atrakcją są porozwieszane wszędzie flagi z wietnamską gwiazdą. Wielkie łopoczące flagi z sierpem i młotem. Bojowe napisy zachęcające na zmianę do wiary w partię, wuja Ho, poprawę poziomu higieny, ochrony przyrody i walki o pokój i socjalizm.

IMG_2521

IMG_2522

IMG_2523

IMG_2535

Dużym plusem dojechania do A. Luoi jest pojawienie się stacji benzynowej. Można zatankować będąc pewnym, że paliwa będzie dobrej jakości....

...na stacji nie ma nikogo. Słońce w asfaltowo - betonowym centrum miasta praży niemiłosiernie. Z domku na stacji benzynowej wyłania się pracownik w czapce i masce na twarzy chroniącej przed słońcem. Tankuje motor, a za moimi plecami pada hasło "Tay, tay" (białas, białas) i na stacji pojawia się chmara dzieciaków wymyślających głupoty i szarpiących mnie niemiłosiernie. Robię zdjęcia - ale nie do końca wiem kto jest dla kogo większą atrakcją.

IMG_2527

IMG_2524

IMG_2525

IMG_2526

****

IMG_2529 ,

JADŁODAJNIA: RYŻ, MAKARONY, PIWO, WÓDKA

IMG_2531

XEOMOWCY CZEKAJĄ NA PRZYJAZD AUTOBUSU

IMG_2532

WIDOK Z JADŁODAJNI

IMG_2533

KLIENCI ...

****

Ten etap podróży kończy się w A Luoi. Muszę wracać do pracy (sic!), brak czasu nie pozwala mi na dalszą drogę. Postanawiam zjechać do Hue, motor wysłać pociągiem, a siebie samolotem.

IMG_2536

IMG_2537

IMG_2538

IMG_2540

HUE 51 KM

IMG_2539

IMG_2542

IMG_2543

PRZYDROŻNA KAPLICZKA

IMG_2545

TYSIĄC KILOMETRÓW OD HANOI!

Jak mówi Franz Maurer: "My tu jeszcze k.... wrócimy".