piątek, 2 maja 2008

SZLAKIEM HO CHI MINH'a 3

TAN KY - NAMIOT GDZIEŚ W GÓRACH PROWINCJI QUANG NAM

____________________________________________________________________________________

GOTOWY DO DROGI

6. rano. Na polu (celowo nie piszę na dworzu, ani na dworze - to przytyk do tych, którzy mylą na polu" i "w polu". Otórz "w polu" oznacza, przebywanie lub pracę na roli. Na polu - oznacza "na zewntrz". W Galicji na wsi nie mówi sie pracuję "na polu" tylko "w polu"). niesamowita mgła.

Zamawiam szybkie śniadanko w restauracji i herbatę. Kawa może okazać się zgubna przy tak długiej podróży - a przygodne toalety lub "kupa w dżungli" to nie jest to co lubię. Mglisto, chłodno, brrr będzie nieciekawie. Już po przymiarce odczuwam podróż dnia poprzedniego. Siedzenie boli niemiłosiernie...... Mgła niespecjalnie opada. Jadę powoli, najbardziej obawiam sie rozpędzonych ciężarówek jadących z naprzeciwka - co prawda żadna nie jedzie, ale zbliżam sie do skrzyżowania dróg, więc pewno się pojawią. Mija może kwadrans - i z gęstej jak śmietana mgły wypada wielka ciężarówka przraźliwie trąbiac. Zjeżdżam na pobocze - bo ruch prawostronny obowiazuje niezbyt dosłownie. A na wietnamskich drogach pierwsza zasada to ZASADA ZDROWEGO ROZSĄDKU czyli DUŻY MOŻE WIĘCEJ. Za chwilę kolejna i następna, kurcze to żółwie tempo jest męczące. Chyba trzeba będzie przeczekać - Khai Son wydaje się odpowiednim miejscem - przy okazji zrobię zdjęcia.

DROGA i MGLA ..... KHAI SON we mgle ......

Czekam, aż mgła trochę opadnie. Przy okazji robie zdjęcia z małego miasteczka na góskim skrzyżowaniu dróg w prowincji Nghe An

Ósma, mgła opada - można jechać. Dociskam gaz do dechy, droga jest kręta - ale asfalt jest wspaniały, droga szeroka, ruch umiarkowany. Upajam się lekkim słońcem, muzyką z odtwarzacza MP3 i łopoczącymi rękawami bluzy i nogawkami spodni. Może to zabrzmi patetycznie, ale pojawia się uczucie wolności - nieograniczonej i czystej. Aż nie ma o czym pisać - po drodze krajobrazy, domki, wsie, krowy, bawoły, stojące co jakiś czas tobołki - oznaczające, że w pobliskim domu czekają pasażerowie, autobus się zatrzymuje i trąbi - wtedy na drodze pojawiają sie podrózni. Mijam motorki, często z trzema lub 4 osobami ; skrzyżowania z lokalnymi drogami - których porównywanie z mapą na niewiele sie zda. Co jakiś czas trafi się plakat propagandowy, wyłożona na drodze słoma ryżowa (młócona przez przejeżdżające pojazdy), ale z pewnością nie brakuje ludzi pozdrawiających mnie, dzieci machajacych w moja strone wysylając uśmiechy pełne białych zebów.

...do tej pory nie przypuszczałem, że można siedzieć na motorze w tak wielu wariantach. To co teraz piszę jest jak najbardziej na temat. Poza rozmyślaniami, robieniem zdjęć "z biodra", oglądaniem krajobrazów i oczywiście kierowania motorem poszukuję coraz to nowym pozycji do siedzenia na motorze. Najpopularniejsza to "oficjalna" - plecy wyprostowane, ręce lekko zgjęte, usadowienie z przodu siedzenia. Druga to "na harlejowca" nogi i ręce wyprostowane, ciało pochylone do przodu i usadowienie jak najbardziej z tyłu siedzenia. Kolejne to "prawa i lewa" - ale trochę niewygodne bo trzeba je stosować naprzemiennie aby utrzymać właściwy balans w czasie jazdy. Dalej "susełek" lekki kabłąk i próba przeniesienia podparcia ciałą na podudzia, "pochylona" - ciało przechylone do przodu, plecy łukowate, ciężar ciała przeniesiony na dłonie wbite w kierownicę. A na koniec pozycja "stojąca" - stanie na nóżkach, pozycja krytyczna do wykorzystania w momencie pełnego braku przepływu krwi pomiędzy górną, a dolną częścią ciała. Nadchodzi jednak moment, w którym nie da się już dłużej - pośladki są jak rozżażone patelnie, kość ogonowa jak z kaktusa - trzeba się zatrzymać. Natychmiast.

Stop!

Zeskakuję z motoru i zaczynam w dziwnym stylu podskakiwać poklepując się po pośladkach. Prostuję nogawki spodni i staram się trochę rozruszać. Przejeżdżający obok na rowerach chłopcy śmieją się z zabawnego białasa na drodze. Machają na powitanie krzycząc "heloł". Kolejna okazja aby porobić zdjęcia. Zaczyna mnie "wkręcać" takie fotografowanie z miejsca - podobnie jak rano, staram się również tym razem uchwycić to co widać dookoła mnie. A nawet pode mną...

Dobra okazja, aby zerknąć na mapę. To już prowinja Ha Tinh .... obieram kierunek na miasto Huong Khe, myślę, że uda się znaleźć coś smacznego na lunch....

cdn.

Brak komentarzy: