wtorek, 14 sierpnia 2012

CIEKAWY ARTYKUŁ W “GW”

 

Absurd: 3-letnia Khanh Chi musi wyjechać z Polski. Nielegalne dziecko legalnych rodziców

Aleksandra Szyłło, 2012-08-13,

Khanh Chi

Khanh Chi

Rodzice trzyletniej Khanh Chi legalnie żyją i pracują w Polsce, ich córka już nie. Nie ma numeru PESEL, nie chcą jej więc w przychodni ani przedszkolu

Tri Viet i Hoang Anh w maju odebrali w Mazowieckim Urzędzie Wojewódzkim w Warszawie swoje upragnione roczne karty pobytu zezwalające na mieszkanie i pracę w Polsce. Ale ich trzyletnia córka Khanh Chi takiej nie dostała!
Otrzymała tylko zezwolenie trzymiesięczne, na którym jest napisane, że "celem zezwolenia nie jest długotrwałe zalegalizowanie pobytu małoletniej w Polsce, lecz jedynie umożliwienie jej wyjazdu bez konsekwencji wynikających z dotychczasowego nielegalnego pobytu na terytorium RP".

- Dokąd moja córka miałaby wyjeżdżać? - zastanawia się Hoang Anh. - Pracujemy pod Warszawą. To już drugi raz, kiedy dostajemy oboje zezwolenie na pobyt.
Tri Viet z wykształcenia jest inżynierem elektrykiem, Hoang Anh dwa lata studiowała informatykę, przerwała po założeniu rodziny. Pracują - jak niemal wszyscy znani im w Polsce Wietnamczycy - w Wólce Kosowskiej jako sprzedawcy ubrań. Hoang Anh prowadzi też stronę internetową, dzięki której sprzedaje hurtowe ilości ciuchów na polską prowincję.
Dlaczego para z Hanoi postanawia wyemigrować akurat do Polski?
- Po pierwsze, mieliśmy znajomych, którzy już wcześniej zainstalowali się w Wólce Kosowskiej, łatwiej jest jechać przetartym szlakiem - tłumaczy Hoang Anh. - Po drugie, w naszym kraju człowiek, który nie należy do elity partyjnej, na każdym kroku jest upokarzany. Mąż jako inżynier w żadnym miejscu pracy nie mógł się doprosić przestrzegania podstawowych zasad BHP, co dzień ryzykował więc zdrowie i życie. Założyliśmy pub z bilardem w centrum miasta, ale prywatny przedsiębiorca też ma problem. Nie chcieliśmy całe życie się z tym użerać. Zostawiliśmy interes rodzicom i wyruszyliśmy do Polski, przez
Czechy.
- Dlaczego przez Czechy?
- To typowa droga. Wietnamczykom łatwiej dostać wizę do Czech niż do Polski.

Khanh Chi / Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta

W Pradze w sierpniu 2009 r. urodziła się Khanh Chi. Gdy miała dwa miesiące, rodzina przyjechała do Polski. W 2011 r. dostali pierwsze karty umożliwiające zamieszkanie w Polsce na rok. Zaprosiła ich do pracy firma znajomego Wietnamczyka z Wólki. - Nie jesteśmy bogaci, ale radzimy sobie - mówi Hoang Anh. - Nigdy nie chciałam i nie chcę od państwa żadnych zasiłków, chcemy tylko, żeby nasze
dziecko było legalnie, skoro my jesteśmy.

Trzylatka pod paragrafem 22
Zgodnie z pisemnym zaleceniem z urzędu wojewódzkiego małżeństwo spakowało dokumenty i wyjechało do Pragi do konsulatu w celu wyrobienia wizy dla córki. Odeszli z niczym. - Powiedziano nam, że moja i męża karta pobytu nie wystarczają, żeby Khanh Chi dostała wizę do Polski - mówi Hoang Anh. - Konsul powiedział, że trzeba, aby ktoś wystawił córce zaproszenie. My,
rodzice, nie możemy, bo to musi być ktoś, kto przebywa w Polsce co najmniej pięć lat.
Dzwonię do Marka Pędzicha, konsula RP w Pradze: - Konsul rozpatruje każdy przypadek indywidualnie i ma prawo odmówienia wizy bez podania przyczyn. Nie pamiętam sprawy tych państwa, obsługujemy zbyt wielu petentów. Pamiętam jedynie, że zwracałem im uwagę, iż do wniosku wizowego powinno być dołączone potwierdzenie ubezpieczenia zdrowotnego dziewczynki.
Hoang Anh i jej mąż opłacają składki ZUS, pokazywali więc konsulowi ubezpieczenia. Opowiadają: - Konsul nie chciał na nie patrzeć, mówił, że to ma być ubezpieczenie małej, a nie nasze. A córka nie jest wpisana do mojej książeczki, bo nie mogę tego zrobić, skoro ona nie ma PESEL-u.
Wobec braku zaproszenia i ubezpieczenia dziecka małżeństwo wniosku o wizę nie złożyło. 22 sierpnia skończy się trzymiesięczny, jedyny w życiu Khanh legalny, okres pobytu w Polsce. Co wtedy?
- Może będą czekali, aż uzbiera im się pięć legalnych lat, i wtedy będą mogli zaprosić własne dziecko do domu? - żartuje gorzko Ton Van Anh, działaczka ze Stowarzyszenia Wolnego Słowa, znana w Warszawie jako 24-godzinne pogotowie ratunkowe dla imigrantów z Wietnamu. - To klasyczna pętla: nie ma ubezpieczenia, bo jest nielegalnie, a nie może zalegalizować pobytu, bo nie ma ubezpieczenia. Czyli paragraf 22.
Podobnie jest na każdym kroku. - W przychodni powiedziano mi, że córka nie zostanie przyjęta bezpłatnie i nie zostanie zaszczepiona, bo nie ma numeru PESEL - opowiada Hoang Anh. - Za każdą wizytę płacimy.
Dzwonię do poradni pediatrycznej przy ul. Banacha 1a w Warszawie. - Dziecko, które nie ma PESEL-u, może korzystać z naszych usług wyłącznie prywatnie, płacąc za każdą wizytę - słyszę. Potwierdza to szefowa poradni.


Khanh Chi/Fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta


- Moim zdaniem kłóci się to z konwencją o prawach dziecka - mówi Tadeusz Belerski z biura prasowego rzecznika praw dziecka. - Trzyletnie dziecko nie może odpowiadać głową za to, że nie ma PESEL-u. Z powodu obowiązku szkolnego "nielegalne" dziecko musi być przyjęte w rejonowej szkole, a pomimo obowiązkowych szczepień szczepionka mu nie przysługuje.
Co na to Ministerstwo Zdrowia? - Dziecko bez polskiego obywatelstwa nie jest uprawnione do bezpłatnych świadczeń, jeśli nie ma ubezpieczenia. Wyjątek to obowiązkowy zestaw szczepień. Dostanie je każde dziecko bezpłatnie bez względu na dokumenty, to wynika z ustawy o zwalczaniu chorób zakaźnych - informuje Katarzyna Bielecka z ministerstwa.
Tylko dlaczego przychodnie tego nie wiedzą?
Córki nie odeślę
Mała Khanh jest na liście przyjętych w przedszkolu na warszawskiej Ochocie, najprawdopodobniej jednak 1 września tam nie pójdzie. Bo przedszkole też żąda PESEL-u. - Myślałam, że dzięki temu trzymiesięcznemu pobytowi uda mi się go wyrobić. Niestety, nie. Dowiedziałam się w urzędzie, że aby dziecko dostało PESEL, musi być zameldowane w danym miejscu na co najmniej pół roku. A Khanh Chi ma trzymiesięczny pobyt, mogłam ją więc zameldować wyłącznie na trzy miesiące - mówi Hoang Anh.
- Bardzo dokładnie zbadamy sprawę tej rodziny - zapewnia rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak. I uspokaja, że Khanh Chi nie będzie pokrzywdzona.
- Kiedyś moja córka na pewno będzie Polką - uśmiecha się Hoang Anh. - Wielu znajomych w obliczu problemów z legalizacją odsyła swoje
dzieci do dziadków do Wietnamu i rozdzielają się na lata. Ale ja małej nigdzie nie odeślę. Khanh Chi rozumie polski dużo lepiej niż ja. Ze starszymi wietnamskimi dziećmi bawi się w Wólce po polsku, bo tamte uczą się w polskich szkołach. Poza tym w Hanoi nie ma chyba ani jednego placu zabaw, a w Warszawie jest ich tyle. Marzę, żeby Khanh Chi, gdy dorośnie, nie musiała sprzedawać ubrań, żeby miała wybór. Może Wólka nie będzie już wtedy istniała?

Źródło: Gazeta Wyborcza

 

ORGINALNY ARTYKUŁ:

http://wyborcza.pl/1,75478,12298584,Absurd__3_letnia_Khanh_Chi_musi_wyjechac_z_Polski_.html

____________________________________________________________

Podobne problemy mają wszyscy mieszkający zagranicą! W Wietnamie nie jest gorzej niż w Polsce, ale inaczej. Nikogo nie dziwi to, że obcokrajowiec płaci za pewne usługi, które dla lokalnych są za darmo! A płacenie za edukację i służbę zdrowia dla dzieci obcokrajowców w Wietnamie (i chyba każdym innym kraju Azji) to standard.

 

Jeżeli, ktoś lubi absurdy to dodam, że ja nie mogę zaprosić własnej żony do Polski! Powodem jest to, że zaprosić obcokrajowca może tylko osoba, która mieszka na stałe w Polsce I legitymuje się stałym miejscem zamieszkania I odpowiednimi dochodami. Absurd? Zabawne? Bawie się równie świetnie jak ktoś kto wymyśla takie przepisy!

Brak komentarzy: