piątek, 22 sierpnia 2008

SZLAKIEM HO CHI MINH'a 7


4. z minutami. Jeszcze dobrze przed brzaskiem, a moi współspacze już zaczęli wstawać. Nie miałem wielkiego wyboru i też musiałem się zebrać. Wygramoliłem się z barchanów. Brrr jest chyba z 15 stopni, co przy wietnamskiej wilgotności oznacza przeszywające zimno. Na pocieszenie, jeden z moich nowych kolegów zaproponował filiżankę ciepłej herbaty na śniadanie. Wspaniała zielona, gęsta i ogromnie mocna zielona herbata wypita wprost z małej szklaneczki - dzień zaczyna się wyśmienicie. Z chęcią skorzystałem ze świeżo przyniesionej wody do mycia, wprost z górskiego strumienia.

IMG_2382

Oglądamy motor i nie mniej uważnie siebie na wzajem. Wczorajsze spotkanie było naprawdę zaskakujące. Chyba nawet nieco bardziej dla moich gospodarzy niż dla mnie. Ku ich zaskoczeniu i nieukrywanej radości wielki białas okazał się przyjazny i zabawny - a do tego mówił co nieco po ludzku (czytaj: po wietnamsku). Oględziny motoru wypadają pozytywnie, poza powierzchownymi uszkodzeniami cała maszyneria ma się nie najgorzej i mogę ruszać w drogę. Z pewnością trzeba będzie jednak skorzystać z serwisu w Khe Sanh i zrobić przegląd. Na koniec wymieniamy adresy i robimy pamiątkowe zdjęcia przy "sprzęcie" chłopaków.



Teraz już rozumiecie, że mogli być w szoku widząc mnie po raz pierwszy.

***

Ruszam w dalszą drogę. Jest kiepsko. Droga pokryta jest błotem, kamieniami i zwalonymi drzewami. Na przejazd nocą nie było żadnych szans. Mijam kolejne zwałowiska ziemi, ale żadnych maszyn ani ludzi. W pewnym momencie droga znika w wielkiej błotnej lawinie. Cały fragment drogi miękko wpada w wysoką na kilka metrów górę piachu. Wygląda na to, że musiała zejść tej nocy bo błoto jest bardzo luźnej konsystencji, a intensywny brązowy kolor pokrywa zarośla po prawej stronie drogi, aż do strumienia. Gdybym jechał tędy w nocy .... na samą myśl przechodzą mnie ciarki.

Hmm. zastanwiam się co robić? O przejechaniu lub przejściu lawiny w poprzek nie ma nawet mowy. Trzeba coś szybko wymyśleć, postanawiam iść na całość i zjeżdżam po zboczu wprost do stumienia. Zbocze nie jest duże, dwa może trzy metry poniżej poziomu drogi. Wciskam jedynkę i zaczynami jechać wzdłuż - wychodzi nawet nienajgorzej, bo strumień płynie wartko, ale nie jest bardzo głęboki, a liczne piaszczyste pryzmy pozwalają na jazdę. Silnik buczy i rzęzi,ale jedzie.

Lawina omienięta, przez chaszcze wracam na drogę. Teraz wydaje mi się, że nie jest nawet taka zła. W porównaniu ze strumieniem można przynajmniej jechać z jakąś prędkością. Dojeżdżam do wsi, drewniane domki na niewielkich palach - po drodze krząta się kilka osób i cała chmara dzieciaków. Zwalniam, z za zakrętu wyłania się kolejna lawina blotna. Sic! Tym razem przynajmniej jest ekipa rozgarniająca błocko. Parkuję motor tuż przed lawiną i siadam na konarze drzewa razem z moejscowymi i robotnikami.

IMG_2385

IMG_2387

Dochodzi szósta i zacz yna się akcja udrożniania przejazdu. Dowiaduję się, że lawina zeszła dwie godziny wcześniej i dopiero teraz ekipa dojechała z ciężkim sprzętem. Mam czas aby porobić troszkę zdjęć ludziom i pracującej ekipie

IMG_2389

IMG_2390

IMG_2391

IMG_2392

NIEZŁA GÓRA BŁOTA

IMG_2393

NO TO JAZDA .... Z TYM "KOKSEM"

IMG_2394

IMG_2395

IMG_2397

Praca posuwa się z gazem. Widać, że dla tej ekipy to nie pierwszyzna.

IMG_2396IMG_2401 IMG_2398

OK, po 30. minutach da się przejechać. Postanawiam spróbować czy dam radę. Po obu stronach czekają motory i samochód zwożący drzewo. Wjeżdżam z gazem - jest jak na lodowisku. Motor mimo manewrów ślizga się niemiłosiernie. Sterowność jest żadna. Po chwili wywracam się i ląduję w błocie. Czkeający po obu stronach ludzie pomagają mi podnieść motor - okazuje się, że plastikowe klapki mają dużo lepszą przyczepność niż buty ecco ;) Wskakuję na motor i przejeżdżam na druga stronę.

IMG_2400

IMG_2399

Macham wesoło na pożegnanie i ruszam w dalszą drogę. Jest nie najgorzej, ostre poranne słońce szybko ścina błotnistą maź zamieniając ją w suche grudki gliny. Droga ostro kręci i pnie się do góry. Wyżej i wyżej, aż w pewnym momencie droga ostro wcina się w górę, a na horyzoncie pojawia się wspaniały widok pasm górskich w Laosie. Do granicy jest zaledwie kilka kilometrów.

IMG_2402

IMG_2404

IMG_2405

IMG_2406

IMG_2408

IMG_2412

IMG_2413

IMG_2414

Wspaniałe widoki nie mają końca - trochę kiepsko z drogą - pojawia się coraz więcej żwiru i kamieni.

IMG_2415

IMG_2416

IMG_2418

i nagle ZONK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Kolejna lawina. Droga znika, a dookoła góra błota. Tym razem przy lawinie siedzi ekipa kilkunastu robotników i stoi kilka motorów. Trwa ożywiona dyskusja - ale nie ma żadnych maszyn, ani żadnej akcji. Ludzie dyskutują. Po chwili narady ludzie zaczynają przepychać po błocie pojedyncze motory. Przyglądam się technice - bo kolejną osobą będę ja.

IMG_2420

IMG_2422

Jadę popychany przez robotników. Idzie nie najgorzej. Motor powoli przebija się przez brązową maź. Przejżdżam koło uwięzionej ciężarówki - chyba kierowca przecenił swoje możliwości....

IMG_2423

IMG_2424

IMG_2425


...kolejny raz się udało.

Droga robi się wspaniała. Biegnie szczytem pasma górskiego. Zniknęły kamienie i maź pokrywająca drogę. Słońce grzeje bardzo ostro, ale przyjemny, delikatny wiatr sprawia, że jazda staje się przyjemna. Wkładam słuchawki do uszu, włączam muzykę i w drogę. Podziwiając krajobrazy mam znowu całą masę czasu by przemyśleć życie od nowa...

IMG_2426

IMG_2427

IMG_2428

IMG_2431

IMG_2434

PRZYDROŻNA KAPLICZKA

IMG_2435

IMG_2436

IMG_2437

Pojawiają się zabudowania i ludzie. Dojeżdżam do Khe Sanh. Prowincja wietnamska pełna jest niesamowitych widoków. Tak różnych od tych do których przywykłem mieszkając w Hanoi.

IMG_2439

IMG_2440

ŁADOWANIE STAREGO IFA

IMG_2441

DOMY...

IMG_2442

DOMY ....

IMG_2443

BOJOWE NAPISY

IMG_2444

TELEFON ? A GDZIE MAM K... DZWONIĆ?

IMG_2445

PUNKT PIELĘGNIARSKI

IMG_2446

ZAKAZANA W WIETNAMIE - ANTENA SATELITARNA

IMG_2449

LUDZIE W DRODZE

IMG_2450

WZGÓRZE KHE SANH

IMG_2451


Dochodzi 11. Dojeżdżam do Khe Sanh. Kiedyś miejsce jednej z największych potyczek w czasach wojny wietnamskiej (a właściwie II wojny indochińskiej). Dzisiaj miasteczko w pobliżu granicy z Laosem. Lokalne centrum przemytnicze środkowym Wietnamie. Nieco zapyziałe, droga w centrum jest mocno zniszczona i pokryta grubą warstwą pyłu. Okoliczne domy również są lekko poszarzałe, a przejeżdżające autobusy i ciężarówki wzbijają tumany szaro - brązowych drobinek. Koszmar.

IMG_2453

IMG_2454

IMG_2455

Objeżdżam miasteczko. Udaje mi się znaleźć interesujące mnie miejsce. Warsztat. Wymieniam olej, wymieniam polamane plastiki, naprawiam stacyjkę, prostuję obudowę silnika, trzeba również wyprostować felgi..

....rachunek ponad 300.000 VND.

IMG_2456

****

Słońce grzeje niemiłosiernie. Zajeżdżam do kafejki o ciekawie brzmiącej nazwie Bao Chau. Kawa, bułka i jajka sadzone. Trochę spóźnione, ale zawsze. Miła kelnerka o słusznym wyglądzie jak na Wietnamkę niechętnie - ale daje się sfotografować....


IMG_2464

IMG_2465

IMG_2458

IMG_2460

....po jedzeniu kwadransik na relax i trzeba jechać dalej!

Brak komentarzy: